piątek, 26 maja 2017

Miałbyć to którki spacer.

           Czas na kolację! A skąd wiem? Usłyszałam Krzyśka, który darł mordę, idąc korytarzem, że idzie na kolację. Z jednej strony dobrze chłopak postępuje, dba abyśmy głodni nie chodzili. Chwała mu za to!
         
          - Pawełek idziesz? - zapytałam, a ten ochoczo pokiwał głową.

          Wyszliśmy zatem z naszego lokum. Zamknęłam je szybko, po czym szczęśliwi ruszyliśmy korytarzem na posiłek.
          I nie wiem, czy ja mam takiego pecha, bo kiedykolwiek i gdziekolwiek bym się nie ruszyła, to spotkam uszatego. Tyle dobrego, że chociaż Piotrek z nim jest.

          - Na kolacje idziecie? - Kurek zabrał głos.

           Ja wiem, że on po prostu chciał zacząć jakoś temat, ale nie mogłam się powstrzymać. No nie mogłam!

         - Coś Ty! Na kolację? O tej porze?! - udałam oburzona i zdziwioną zarazem.

         - Chciałem w jakiś sposób nie zaczynać kolejnej kłótni, ale widzę, że inaczej nie da się z Tobą rozmawiać.

          Chyba go troszkę zdenerwowałam. Ale przecież ja nic nie zrobiłam! Jeszcze...

         - Nie dziw się. Kiedy Cię widzę od razu szastam negatywną energią. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie.

         - A ja mam odruchy wymiotne na Twój widok. - odpyskował mi.

          O Panie Kurek! Tak się nie będziemy bawić.

         - Nikt Ci się na mnie nie każde patrzeć. - warknęłam, a Piotruś idący koło uszatego bufona zaczął machać łapami, żebym się uspokoiła.

          Temat ucichł, a wszyscy wpakowali się do windy.
          Na stołówce z Kurkiem usiedliśmy w jak najdalszej od siebie odległości, jakby jedno z nas miało uczulenie na drugiego. (Jest tak, nie oszukujmy się.) Chłopaki nie byli zdziwieni naszym zachowaniem. Wszystko to było normalne.
         
          - Jutro o ósmej jest zebranie w konferencyjnej. - koło naszego stolika stanął Jarząbek - Na temat rozpoczęcia sezonu reprezentacyjnego. - dopowiedział szybko i spojrzał na mnie obrażonym wzrokiem.

          Misia ty idiotko! Zapomniałaś o Jarząbku!

         - Misia. - usłyszałam głos Krzysia - Coś Ty już zdążyła zrobić naszemu Oskarowi?

         - Dam Wam radę. - westchnełam - Nigdy, przenigdy! Nie śmiejcie się z jego maskotki.

           A oni jak na złość wybuchli śmiechem.

           Co za buntownicy!

*

          Po kolacji postanowiłam wybrać się na spacer. To, że jem jak opętana i lubię pospać, nie znaczy, że jestem jakimś wrogiem aktywnego życia. Wręcz przeciwnie! Jeszcze się przekonacie.
          Tak, jak postanowiłam tak też zrobiłam i żeby nie było, że jestem jakaś niemiła, wredna, to zapytałam się chłopaków, czy nie chcieliby mi potowarzyszyć. Już trochę się poznaliśmy, ale zawsze można bliżej. (Bez podtekstów) No, bo mam z nimi spędzić tutaj trochę czasu, więc chyba dobrze, że chcę rozwinąć znajomości, prawda?! No właśnie!

         - To jak? Pójdziecie? Bo w sumie jakiś przewodnik by mi się przydał. - zapytałam kiedy już każdy zbierał brudne naczynia.

         - Ja się zgłaszam na ochotnika. - zgłosił się Winiarski.

          Spojrzałam na resztę siatkarzy i zrobiłam błagalną minę, bo jakoś bałam się iść z Miśkiem. Wiem, że ma on słaby zmysł orientacji. (Tak jak ja.) Chłopacy jak na złość unikali mojego wzroku, więc musiałam ostatecznie brać na litość.

         - Piotruś. Proszę, chcesz mnie zostawić na pastwę losu tego o. - wskazałam palcem na Michała, a ten wywrócił oczami - Przecież on mnie zgubi po drodze!

         - Ej! - krzyknął niebieskooki - W sumie... Dobry pomysł!

         - Widzisz! Mówiłam. Piotruś, proszę ja Cię. - jęczałam mu nad uchem, bo przypadkiem siedział obok mnie - Chyba nie chcesz mnie widzieć po raz ostatni! - pisnęłam udając przerażenie.

         - Spokojnie Misia. Pójdę z Wami. - odpowiedział mi miło się uśmiechając i chwycił mój brudny talerz, po czym odniósł do okienka.

         - Ja też w sumie mogę się przejść. - wzruszył ramionami Mariusz.

         - Ja z moją psiapsiółą na pewno pójdę! - krzyknął, no chyba nie muszę pisać kto.

         - I ja też...

          No i tak się złożyło, że niezła banda nas się napatoczyła. Ustaliliśmy, że za dziesięć minut stawiamy się przed ośrodkiem i wyruszymy na wycieczkę krajoznawczą.W takim razie każdy udał się do swoich pokoi, aby... No nie wiem po co oni poszli, ale ja poszłam zmienić obuwie na bardziej sportowe, bo w laczuszkach raczej nie pójdę. W sumie chciałam szybciej wyjść, dlatego nie wiem do czego im aż dziesięć minut.
          Mój psiapsiół nawet się w pokoju nie pojawił, a co dziwne korytarzem jeszcze ze mną szedł. Gdzieś go zgubiłam i nie wiem gdzie.
          Nie mając co ze sobą zrobić udałam się do pokoju, który pierwszy mi przyszedł na myśl.

         - Może już pójdziemy? - wpadłam do pomieszczenia bez pukania.

         - A może nauczyłabyś się pukać? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie Wlazły.

         - Do czego mam pukać? - uniosłam brwi i rozsiadłam się na łóżku Mariusza.

         - Do drzwi, które Michał rozjebał. - swoje spojrzenie rzucił w stronę wychodzącego z łazienki Winiara.

         - Już się tak nie denerwuj. -wysłał mu buziaka - Misia obiecała pogadać o tym z Antigą.

          Zmarszczyłam brwi w geście zamyślenia, przypomniało mi się, że faktycznie mu to obiecałam. Westchnęłam tylko i  kiwnęłam głową na znak potwierdzenia słów Winiarskiego.

         - Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi. - podziękował mi brązowooki.

         - Nie zapędzaj się. Wystarczy, jak mi piwo postawicie. - wyszczerzyłam się w ich stronę - Ale ja przyszłam do Was, aby się zapytać, czy możemy już iść na ten spacer.

         - Nie.- odparł szybko Michał.

         - Bo?

         - Bo Bartek musi jeszcze pewną sprawę załatwić, musimy na niego poczekać.

          Chyba się przesłyszałam! To uszate kurzysko idzie z nami? Właśnie zepsuto mi humor. Chociaż, nie. Miałam być miła, to będę. Przecież nie znam go, nie mogę oceniać, po kilku spotkaniach. Kogo ja oszukuję...

         - Rozumiem.

         - Tylko tyle? - zadał pytanie zdziwiony Mariusz.

         - A co więcej? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, jednocześnie rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu czegoś co zaciekawi mój wzrok.

         - No nie wiem. Od początku pobytu tutaj, a to raptem dwa dni, kiedy tylko jedno jest w odległości dziesięciu metrów lecą wyzwiska i kłótnie. - zauważył Misiek, a ja uśmiechnęłam się lekko pod nosem - A no i jeszcze pomińmy fakt, że zdążyłaś już go oblać wodą w pierwszym dniu!

         - Zasłużył. - wywróciłam oczami - Możemy zejść z tematu tego Kurka, bo już mi uszy więdną?

         - No widzisz?! Właśnie o tym mówił! - pisnął ze śmiechem Szampon.

          Ponownie wywróciłam oczami, no bo nie moja wina, że nie przypadł mi do gustu ten cały Kran.

*

          Po moich namowach przyszliśmy przed czasem, gdyż nudziło mi się w środku, a świeże powietrze robi dobrze na moje samopoczucie. Razem z Mariuszem i Michałem zasiedliśmy na ławeczce przed budynkiem w oczekiwaniu na resztę spacerowiczów.

         - Chyba Ziomek przyjechał.

          Marudzący Mariusz zamknął paszczę i zwrócił głowę w stronę, którą pokazywał Winiarski. Ja zadowolona barkiem marudzenia jednego z siatkarzy, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i oparłam się plecami o oparcie ławki, wystawiając do słońca swoją twarz.
          Nie zainteresowało mnie przybycie nowego zawodnika, bo poznałam ich całą bandę i to mi w zupełności wystarczyło, ale kiedy ów zawodnik podszedł do naszej trójki i odezwał się w geście przywitania, aż mi się gorącą zrobiło pod wpływem jego głosu.

         - Witam. - tylko tyle wystarczyło, abym się nim zainteresowała.

          Pokierowałam wzrok na czarnowłosego siatkarza. Zmierzyłam jego wysportowaną sylwetkę, która była wciśnięta w ciemne jeansy i koszulę, dokładnie opinającą się na umięśnionym torsie zawodnika. Na nosie, również tak jak ja miał okulary chroniące oczy przed słońcem. Włosy w artystycznym nieładzie, co oznaczało, że przebył długą i męczącą drogę, aby się tu znaleźć, a na polikach widniał trzydniowy zarost, co dodawał mu tylko uroku.

         - A to jest Misia. - z letargu wyrwał mnie głos Miśka - Nasza nowa Pani statystyk.

         - Łukasz Żygadło. Miło widzieć kobietę w drużynie. - uśmiechnął się do mnie szeroko jednocześnie wystawiając dłoń.

          Nie wiem czemu, ale ten zawodnik zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Wydawał się być innym niż oni. Przedstawił się nie tak po siatkarskiemu, tylko tak... zwyczajnie? Bo spójrzcie na to w ten sposób. Każdego z tej drużyny poznałam w najmniej oczekiwanym momencie i to jeszcze w jakiś pokręcony sposób. Kurka w morzu fanek i proszącego o pomoc (pomijamy fakt, że do tej pory żałuję, że mu pomogłam), Michała K. i Fabiana w biedronce przy dość dziwnych zakupach, Zagumnego w sidłach podłej recepcjonistki, Pawła - tego nawet opisywać nie będę, Mariusza podczas chęci kradzieży moich słodyczy, Michała W. pomijam, bo to całkowicie inna historia, na Piotrusia i Marcina wpadłam, jak na ścianę (to też było dziwne), Krzysia przy zamachu na moje życie, Karola i Andrzeja przy bitwie z pająkiem, a Łukasza tak normalnie, zwyczajnie. Podał mi rękę i się przedstawił. Nie wpadłam na niego, nie zabijałam pająków, nie zaglądał mi do koszyka, nie ratowałam go z morza fanek, czy w pazurów blond recepcjonistki, nie jest moim współlokatorem, nie próbował mnie zabić, nie kradł mi słodyczy i nie znałam go wcześniej(Winiarski).

         Panie Żygadło, chyba się polubimy.

         - Nie mam pojęcia, czy już Ci Twoje fanki coś na ten temat mówiły, ale z tym głosem powinieneś zatrudnić się w radiu, a nie grac w siatkówkę. - odwzajemniłam gest i uścisnęłam dłoń siatkarza.

          Łukasz zaśmiał się na moje słowa, co i ja uczyniłam. Pozostali siatkarze pokręcili głowami na boki z uśmiechem, bo zapewne nie raz już tą formułkę słyszeli, stojąc obok kolegi.

         - Mówiły i po zakończeniu kariery nad tym pomyślę, a zwłaszcza kiedy powiedziałaś to Ty. - mrugnął do mnie okiem - A teraz wybaczcie, ale pójdę się odświeżyć i przywitać się z resztą. Krzysiek już pewnie zgłupiał z samotności, co potwierdza to, że właśnie biegnie w moją stronę. - dodał ze śmiechem.

          Każdy swoje spojrzenie skierował w stronę wejścia do budynku i faktycznie Igła pędził w naszą stronę. Na twarzy widniał mu szeroki uśmiech, jak zawsze w sumie. Rzucił się na reprezentacyjnego kolegę, a ten zaś zaśmiał się w głos.

         - Mój Ty współlokatorze w końcu, żeś się zjawił! - zaświergotał wesoło niższy - Brakowało mi Ciebie, Ziomalku mój.

         - Mi Ciebie też Krzychu. - radośnie poklepał przyjaciela po plecach.

          Przez ten czas przed budynkiem zebrała się cała banda, którą mieliśmy się wybrać na spacer. Każdy przywitał się z nowo przybyłym, po czym moglibyśmy już ruszyć z miejsca, jednak im się chyba nie spieszyło.

          - Łukaszu. - zwróciłam na siebie uwagę danego siatkarze lecz i wszystkich - Nie chciałabym przerywać tak pięknej chwili, ale właśnie wybieraliśmy się na spacer i czy...

          Mógłbyś grzecznie chwycić walizkę i udać się do swojego pokoju, bo chcę zdążyć pospacerować przez zamknięciem ośrodka?

         - Chętnie z Wami pójdę, jeżeli poczekacie na mnie chwilkę, tylko odniosę tą walizę do pokoju. - przerwał mi i uśmiechnął się do mnie czarująco, a ja wzięłam głęboki oddech, gdyż nie o to mi chodziło.

         - Nie złość się i tak jeszcze musimy poczekać na Bartka. - mruknął do mnie rozbawiony Michał Wu.

         - Wcale mnie nie pocieszasz. - burknęłam oburzona.

          Powinnam sprezentować tej przerośniętej kurze zegarek, bo spóźniał się już dwie minuty. Ma szczęście, że jeszcze czekamy na Łukasza, bo już dawno wystartowalibyśmy bez niego.

         - To ona też idzie? - dotarł do mnie niezadowolony głos uszatego.

         Gdzieś Ty Kurku, był jak o tym dyskutowaliśmy? Przecież ja wyszłam z ta inicjatywą. Piotruś Cię chyba nie doinformował.

         - Uwierz mi, jak zobaczyłam Ciebie, to przeszła mi ochota na spacerowanie. - wywróciłam oczyma, a gdy z budynku wyłonił się Żygadło ruszyłam przed siebie.

         - Pit! Czemu mi nie powiedziałeś, że ona idzie?

         - Bo wtedy Ty byś nie poszedł.

*

          Szłam na przodzie razem z Piotrusiem, wściekłym okularnikiem, Fabianem i o zgrozo Kurkiem. Chłopacy jednak zadbali o odległość pomiędzy nami, bo wcisnęli się po obydwu moich stronach, więc Bartki Kurki szły obok mnie, ale dwóch zawodników dalej. Po jeden stronie stąpał Michał, a po drugiej Piotruś, zaraz koło niego Fabian, a jeszcze obok niego uszaty.
          Rozmawialiśmy o jakiś pierdołach. Naopowiadali mi trochę historyjek z zeszłych sezonów, nauczyli mnie ksywki każdego z zawodników, dodając przy tym ciekawe historię ich powstania.

         - A Ty jaką masz? - zwróciłam się do okularnika, kiedy Piotruś przedstawił swoją ksywkę.

         - Dzik, przecież Ci mówiłem. - odparł lekko się uśmiechając.

         - Poważnie? Nie pamiętam.Czemu tak? - zaśmiałam się po usłyszeniu jego przezwiska - Albo nie, nie mów. Ja sama dopiszę historię, a potem opowiecie mi jak bardzo się mylę.

         - Dajesz!

         - Nazwali Cię dzikiem, bo łatwo Cię wyprowadzić z równowagi, jak dzika! - wyszczerzyłam się w stronę zebranych.

          Chyba powiedziałam coś głupiego, bo zaczęli się głupio uśmiechać i kiwać głowami na znak zaprzeczenia.

         - No co? Nie? - zadałam pytanie zdezorientowana.

         - Bo w sumie w tym sensie też pasuje. - zaśmiał się Fabian i poczochrał włosy Michała.

         - Czyli miałam rację?

         - Nie Misia, nie miałaś. - objął mnie ramieniem Piotruś, kiedy zobaczył moją zmarkotniała minę.

          Ej! Jeszcze z Kurkiem się nie pokłóciłam!

         - Wyjaśniając moją ksywkę. - zwrócił na siebie uwagę Michał - Jak wrócimy do ośrodka to pokaże Ci filmik, co Ci wszystko wyjaśni.

         - Aż się boję zapytać jaki. - zaśmiałam się.

          Chłopacy skomentowali to śmiechem, więc już nie mogłam się doczekać. Oczywiście domagałam się ksywek reszty zawodników. Z powodu jednej, aż się osmarkałam ze śmiechu.

         - Siurak? - ledwo co wydusiłam z siebie to pytanie - Siurak. - powtórzyłam i wybuchłam śmiechem.

          Nie wiem, czy chłopacy śmiali się z przezwiska, czy może z mojej reakcji, ale też mieli niezły ubaw. Tylko właściciel tej ksywki szedł obok nas czerwony na twarzy i lekko poddenerwowany.

         - Śmieszne i komiczne, doprawdy. Tylko nie posiurajcie się z tego śmiechu. - syknął oburzony i zmienił towarzystwo.

         - Posiurajcie. - kolejna dawka śmiechu.

          Właśnie Bartki Kurki same sobie wbiły punkt.

*

         - Misia, nie ruszaj się. - krzyknął idący tuż za mną Karol.

          Nie posłuchałam go, no bo nie miałam takiej potrzeby.

         - Nie ruszaj się. - tym razem głos zabrał Krzysiek - Dobrze Ci radzę.

           Krzysiek znalazł się za raz przy mnie i Łukaszu, z którym prowadziłam rozmowę. No co? Musiałam go poznać troszkę, prawda? No i zdążyłam już się ostro pokłócić z Kurkiem, więc chłopaki odholowali mnie na koniec grupy, a Kurka na początek. No nie moja wina, że ma takie śmieszne przezwisko!

         - O co wam chodzi? - mruknęłam w ich stronę jednocześnie spojrzałam na nich przez ramię - O KURWA MAĆ!

          Mój krzyk chyba było słychać na całą Spałę.

          - Weźcie to ze mnie!

           Zaczęłam skakać, biegać, wierzgać się i Bóg wie co jeszcze. Każdy mój pisk spowodował u chłopaków jeszcze większy śmiech, a mi wcale nie było do śmiechu. Już prawie zaczynałam płakać, bo ja mam wstręt do takich stworzeń. Po co to człowiekowi takie obślizgłe i małe i takie paskudne! No po co?!

         - No już, spokojnie. - roześmiany głos zabrzmiał mi nad uchem, po czym poczułam jak ktoś przytrzymuje mnie w tali.

          Mocne trzepnięcie mnie w ramię oraz cichy i niski śmiech przy uchu, kazały mi otworzyć oczy. A gdy to zrobiłam przed oczyma miałam wesołą twarz Kubiaka. Roześmiane oczy lustrowały moja twarz, a szeroki uśmiech wywarł i u mnie cichy śmiech.

         - Dziękuję. - zaśmiałam się lekko.

          Rozejrzałam się wkoło. Uszate kurzysko prawie się popłakało ze śmiechu. Chyba jesteśmy vice versa. Krzysiek chował kamerę za plecy ( Myśli, ze nie zauważyłam, ja się z nim rozliczę w ośrodku.), Kłos razem z Wroną chowali się za plecami kolegów, a reszta się śmiała.

         - Rano u Kłosa to chojrakowała, a teraz to padaczki dostała, jak zobaczyła pająka. - zauważył Kurek.

         - A spierdalaj. - machnęłam na niego ręką.

         - Misia! - pisnął Pit.

         - Bo Ci Cichy mydłem język wyszoruje. - zaśmiał się Winiarski.

         - Przy okazji i Tobie. - wytknęłam mu jęzor, po czym wróciłam do rozmowy z Łukaszem.

          Szliśmy już tak długo, a mi zaczynało się robić zimno. Zmieniłam towarzystwo, bo Ziomek zaczął rozmawiać z Kurkiem, więc dla swojego i jego bezpieczeństwa opuściłam tamte grono.

         - Możemy już wracać? - zapytałam idącego na przodzie Winiara.

         - Już się zmęczyłaś? - z lekkim śmiechem odpowiedział pytaniem na pytanie.

         - Nie no, bo już trochę idziemy i...

         - Jeszcze trochę wytrzymaj, zaraz będziemy. - przerwał mi i udał się do Mariusza, który zdążył już wywinąć kawał Marcinowi.

         - Ale ja już chcę wrócić. - mruknęłam już sama do siebie.

          Szłam tak sama, bo każdy zajął się czymś, a to rozmową, a to robieniem żarów, a to pogrążył si.e w własnych myślach. No i tak szłąm sama, no bo co.
          W końcu dotarliśmy gdzie mieliśmy i kiedy by ktoś mnie zapytał o drogę powrotną, to w życiu bym mu nie odpowiedziała. Taki o to mój zmysł orientacji.
          Moim oczom ukazała się polana z pośrodku przewalonym drzewem. Wkoło sam las, cisza i spokój. Obok drzewa było widać wypalone miejsce, więc przypuszczam, że tutaj organizują swoje libację i ogniska. Uśmiechnęłam się pod nosem. To miejsce było piękne. Może i wyglądało zwyczajnie, ale miało swój urok, taki typowo spalski. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam krzewów malin i jerzyn, które rosły po mojej lewej stronie, zaś po przeciwległej stronie płynął strumyk, na którym była mała kładka.

         - Podoba Ci się? - obok mnie znalazł się Michał W.

         - Jeszcze się pytasz?! - pisnęłam wniebowzięta.

         - To co? Nadaje się na przewodnika? - szturchnął mnie ramieniem, na co ja się zaśmiałam.

         - Niech Ci będzie i ten jeden raz przyznam Ci rację. - uśmiechałam się do niego, po czym pognałam do chłopaków, którzy zdążyli się usadowić na obalonym drzewie oraz trawie.

*

           Nasz spacer troszeczkę się przedłużył, gdyż Krzysiek wpadł na pomysł, aby rozpalić ognisko i posiedzieć przy nim. Każdy ochoczo na to przystąpił. Tak więc siedziałam teraz pomiędzy Winiarskim, a Mariuszem. Śmiałam się do łez z ich opowiadań i śmiało mogę stwierdzić, że nawet towarzystwo Kurka mi jak na razie nie przeszkadza. Może to dlatego, że nie wchodzimy sobie w drogę?
          Nawet nie miałam pojęcia kiedy Misiek wraz z Szamponem zniknęli, a do mnie dosiadł się Kubiak. 

         - Trzymaj. - na ramionach poczułam ciepły materiał.

          Spojrzałam głupio na Michała, po czym uśmiechnęłam się w podzięce, bo było mi zimno pomimo, że siedziałam przy ognisku. 

         - I jak wrażenia po pierwszych dniach? - zapytał mnie, grzebiąc patykiem w ogniu.

         - Jak na razie jest dobrze. - uśmiechnęłam się lekko - Plan mojej mamy chyba spali na panewce. 

         - Słucham? Jaki plan? - zdziwił się, a ja ugryzłam się w warge. 

          Za dużo paplasz Misia.

          - Może kiedyś się dowiesz. - mrugnęłam do niego okiem i wstałam z miejsca, aby uniknąć dalszych pytań - Kto idzie o dychę, że Kurek nie przeskoczy tego ogniska!

          Misia... To chyba nie był za dobry pomysł...

(CDN)

~*~

Ba dum! Chyba jest dobrze.
Pozdrawiam!
Black.