piątek, 17 marca 2017

Kto gra w karty, ten ma łeb obdarty.

          Wiadomość, że ja i Misiek się znamy wywołała wielka burzę i (na moje nieszczęście) wielką dyskusję. Bo przecież Misia, nowa pomocnik statystyków, nie może znać Michała Winiarskiego. Siatkarza, który żyję po to, i tylko wyłącznie po to, żeby stroić z każdego żarty.
          Jak to ujął mój psiapsiół - To jest absurd. Otóż nie kochani. To nie jest żaden absurd. (Choć czasami sama w to nie wierzę.) To jest czysta prawda i wierzcie lub nie, ale z Miśkiem znamy się już kilka dobrych lat. Nie mamy jakiegoś superowego kontaktu. ( W sumie i dobrze, tak jest dla wszystkich najlepiej.)

         - To niemożliwe! Jeśli nie znasz nas to, jakim prawem znasz jego!

          Mój oprawca zwany, jak się dowiedziałam Igłą, pokiwał głową na boki dodając przy tym ręce. Dobra. Uwaga, bo Murawska zaczyna się irytować. No, bo ile można tłumaczyć tym przerośniętym małpom, że Miśki się znają.

         - Prawem przypadku i absurdu. - przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.

         - A jednak to absurd! To co mówisz, że nie!

          Bardzo głęboki oddech.

          Nie wiem jak ma na imię ten mój psiapsiół, nie wiem kim on jest, ale wiem, że zaczyna u mnie zbierać minusy.

         - Spędziłam z wami kilkanaście minut i już mam Was dość, a co mówić o całym sezonie. - westchnęłam cichutko pod nosem, aby tego nie słyszeli. - Tego pajaca już troszkę znam i to przez przypadek.

          Uśmiechnęłam się w stronę Winiarskiego, który równie szeroko się uśmiechnął. Cała ta sytuacja do tej pory niezmiernie mnie śmieszy. Pomyśleć, że gdybym wtedy nie dała się namówić wujaszkowi na grilla wcale byśmy się nie znali.

         - To może opowiecie, a nie lampicie na siebie jak debile?

          Michał zaśmiał się w głos, ja tak samo, co wszystkich jeszcze bardziej zdezorientowało. Patrzyli na nas jak na niezrównoważonych psychicznie, co w pewnym sensie się zgadzało. Pokręciłam głową na boki, mówiąc niewyraźnie, że kiedy indziej się to opowie w odpowiednim momencie. Bo przecież nie można od razu wyjawiać swoich tajemnic! Prawda?

         - Naprawdę, innym razem. - poparł mnie Winiar i wziął głęboki oddech, aby się uspokoić.

         -To chociaż zdradźcie coś na początek. - wyjęczał najbardziej zainteresowany, czyli ten którego zwali Igłą.

        - Pochodzimy z tego samego miasta, co nie Misia?

          Winiarski popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Taaak. Bydgoszcz to bardzo i to bardzo zarąbiste miasto. Wiele wspomnień i odpałów.

         - Jo! - odkrzyknęłam mu.

         - W takim razie to już bardzo dużo wyjaśnia. - złodziej słodyczy zaśmiał się cicho, jakby już troszkę na ten temat wiedział.


*

          Muszę przyznać, że jak na początku grali mi na nerwach, tak teraz dobrze się z nimi bawiłam. W sumie to drużyna jest trochę zgrana i nie powiem trochę porąbana. Wystarczyło z nimi chwilę posiedzieć, żeby się o tym przekonać.

         - To co, gramy? 

          Stojący do tej pory przy drzwiach Krzysiek, usiadł po turecku na podłodze z talia kart. Spojrzałam potajemnie na Miska, a on na mnie, po czym puściliśmy sobie oczko. W karty grać nie lubiłam, choć zawsze karta dobrze mi szła. Za dużo z dziadkiem przebywałam, może to dlatego. 

         - Ja odpadam. - pokiwałam przecząco głową i zajęłam miejsce na łóżku, obok tego Dzika - Nie lubię grać w karty. 

         - Jo, tam. Lepiej się przyznaj, że nie umiesz! - odezwał się Winiar. 

          Specjalnie to robił, abym zagrała, aby mi zrobić na złość. 

         - Jak nie umiesz, to Cię nauczymy. Bo w sumie nic innego tu nie robimy, tylko w karty gramy. 

          Spojrzałam przerażona w stronę tego najwyższego z nich, tego brodatego. Jak nic innego nie robią? Nie mają innych rozrywek, tylko karty?! Toć ja się tu zanudzę! 

         - Nieee. Ja naprawdę nie lubię grać.

         - Nie daj się prosić. - mój psiapsiół zrobił takie oczka, że miałam ochotę wziąć te karty i przywalić mu w łeb.

         - Nie znacie takiego przysłowia? - każdy spojrzał na mnie z zaciekawieniem - Kto gra w karty ten ma łeb obdarty.

         - To będziemy mieć obdarte. - wzruszył ramionami mój napastnik.

         - Ale ja nie chcę!

          Ich jęków nie było końca. Każdy z nich marudził mi, że ja nowa, to powinnam zagrać, że przecież tak nie ładnie odmawiać, że ja nie miła jestem. Ale ej?! Nie oszukujmy się, przecież ja do miłych i życzliwych osób nie należę. Jeszcze się o tym przekonają.

         - Dobra! - ciche warknięcie z mojej strony, a wybuch radości ze strony wielkoludów. - Tylko jest jeden warunek.

         - Nie dość, że musimy ją nauczyć grać to jeszcze warunki stawia. - odezwał się ze śmiechem Dzik i spojrzał na mnie z nad okularków.

         - Podziękujcie koledze, właśnie mi się odechciało grać.

          Każdy ( prócz Michała W., bo on to się przyglądał całej sytuacji ze śmiechem) posłał Michałowi K. mordercze spojrzenie i po raz kolejny oblała mnie fala jęków i marudzenia i w ogóle tego wszystkiego.

         - Możesz stawiać warunki jakie chcesz, dawaj no. - machnął ręką Winiarski i zrobił mi miejsce koło siebie.

          Spojrzałam na niego podejrzanie. On coś kombinował, na bank! Jednak kiedy puścił mi oczko, wiedziałam, że ma jakiś plan. Dlatego zajęłam miejsce obok niego i chwyciłam talię kart z ręki, siedzącego po mojej prawej Ignaczaka.

         - Jeśli wygram, to dajecie mi spokój z kartami cały pobyt tutaj. - przetasowałam kilka razy karty i rozdałam odpowiednią ilość każdemu graczowi. Siedziało nas razem ze mną dziewięciu, a każdego z nich zdążyłam już sama poznać z czego byłam niezmiernie zadowolona.

         - A jeśli przegrasz? - zapadło pytanie z ust Miśka.

          Mój wzrok z trzymanych kartonowych prostokącików przeszedł na twarz niebieskookiego. Uśmiechał się chytrze, ale kiedy sam spojrzał na swoje karty mina mu zrzedła. Teraz to ja uśmiechnęłam się do niego chytrze i puściłam oczko, tak aby nikt inny tego nie widział.

         - Właśnie, a jak przegrasz? - dopytywał Fabian i swoim uśmiechem po raz kolejny tego dnia mnie oślepił.

         - To każdy będzie mógł mi dać jakieś zadanie.

         - Każdy?! - Piotrusiowi zaświeciły się oczka.

          Przytaknęłam tylko, a on pisnął szczęśliwy. Podniosłam głowę do góry z zdezorientowania i czekałam, aż któryś mi to wytłumaczy.

         - Nigdy w takich sprawach nie ma głosu. - wzruszyło rękoma brodate drzewo i przypatrzyło się swoim kartom.

         - Dlatego, ja bym się zastanowił na Twoim miejscu, czy dobrze robisz. Bo ja już zadanie dla Ciebie mam. - zadowolony okularnik oderwał wzrok od swoich kart i spojrzał na mnie z takim wesołym wzrokiem, że aż miałam wątpliwości. - I wcale nie będę Cię oszczędzał, bo jesteś nowa.

         - Oczywiście. Jestem pewna, jak niczego innego.

*

          Uwielbiam to. Uwielbiam za każdym razem oglądać miny graczy, kiedy odkrywam karty, a one układają się w pokera i to w królewskiego.

         - Ale... ale, jak? - jęknął jeden.

         - Przecież mówiłaś, że nie umiesz grać. - mruknął drugi.

         - To niemożliwe! - warknął trzeci.

         - A pierdole to. - tu chyba wiadomo, kto to powiedział.

         - Dziękuję za grę chłopcy. - posłałam każdemu z osobna całusa w powietrzu i z powrotem usiałam na łóżku, gdzie już siedział obrażony Kubiak. - No nie obrażaj się. - traciłam go ramieniem, a on odwrócił głowę w drugą stronę, co wywołało u mnie cichy śmiech.

         - Ale z Ciebie kłamczucha jest. - fuknął Piotruś i oparł się o ścianę z kwaśną miną.

         - Ej! Ja nie powiedziałam, że nie umiem grać. To wy tak powiedzieliście.

         - Ale Ty nie zaprzeczyłaś. - dołączył się słodyczowy złodziej.

         - Bo nie daliście mi wyboru, to jest kara. - wytknęłam język.

         - Oj nie będzie z Tobą tutaj nudno. - przyznał Ignaczak z szyderczym uśmiechem, już wiedziałam, że on jest tak samo porąbany jak Winiar.

          Zaśmiałam się głośno, a potem w moje ślady poszedł Michał Wu.
          Po kilku minutach każdy z nich już się odbraził i zaczęliśmy już normalną (na swój sposób) rozmowę, gdzie trochę o sobie poopowiadałam. Rzecz jasna Winiarski musiał swoje trzy grosze dodać, bo jakby tego nie zrobił to nie był by sobą. Przyznam szczerze, że każdy mi przypadł do gustu i z każdym jak na razie się dogadywałam, no oprócz tego uszatego, który na szczęście nie postanowił powiadomić nas o swoim istnieniu.

         - A gdzie mój Bartuś?! - wydarł się nagle Cichy jak dotąd Piotrek.

          Na samo imię tego osobnika zrobiło mi się nie dobrze, dosłownie.

         - Właśnie, czemu nie przyszedł przywitać się z Panią statystyk? - najwyższy z nich wszystkich podrapał się po brodzie zamyślony.

         - Powiedzmy, że my się już przywitaliśmy i to tak porządnie. - uśmiechnęłam się na wspomnienie tej całej sytuacji na stołówce.

         - Misi nie przypasował nasza gwiazda siatkówki. - odezwał się Winiarski, kiedy każdy patrzył na mnie zdziwiony.

         - Czemu? Bartuś jest taki miły i fajnyyy. - zaczął mój psiapsiół, którego na marginesie mówiąc jeszcze i imienia nie znałam. - Zawsze dzieli się ze mną swoim deserem.

         - Dzieli się tylko po to, żebyś mu później skarpetek nie zabierał. - wyznał Fabian, a ja zaśmiałam się, ale inni jakoś nie.

         - No co? - zapytałam kiedy każdy patrzył na mnie z politowaniem - Mnie akurat rozśmieszyło.

         - Naprawdę tylko po to oddaje mi swój deser? - głos najmniejszego zadrżał i wyglądało na to jakby miał się rozpłakać.

         - Niee Zatorku, wcale nie. Fabian głupoty gada. - przygarnął go do siebie Piotruś i zaczął głaskać go po plecach. - Dzięki Fabio.

         - I tak kiedyś by się dowiedział. - machnął ręką tamten.

         - To może... 

          Niewychowane to takie wszystko. Przerywać w pół zdania. Nienawidzę tego.

         - Idziemy na kolację.

          I jeszcze mówią to co ja chciałam powiedzieć. Niewychowane.

          Każdy ruszył zwoje cztery litery z miejsca i szturmem zaczęli się pchać przez drzwi. Wszystko by było dobrze i nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Naprawdę. Tylko był jeden malutki szczególik, taki naprawdę nieistotny.

         - Może kurwa byście najpierw otworzyli te pierdolone drzwi?! - wrzasnął okularnik, na co ja go poparłam.

         - Kurde Winiar weź te kolano, bo przygniatasz mi coś czego nie powinno. - jęknął Mariusz.

         - Brakuje mi tlenu. - wysapał Ignaczak cały purpurowy na twarzy.

          Fajnie się na nich patrzyło i śmiało, ale byłam już głodna i to tak fest głodna.

         - Niech ktoś otworzy te jebane drzwi, bo nie widzi mi się tak stać pod pachą Możdżona. - kolejny raz odezwał się Dzik.

         - Otwieram! - krzyknął gdzieś na początku Pit.

         - Ale poczeee...

          Jeden wielki huk i krzyk każdego z nich. Nie wytrzymałam mi wybuchłam głośnym śmiechem. Bo przecież to było śmieszne, nie?
          Z trudem pokonałam cała tą górę wielkoludów, z jeszcze większym trudem zamknęłam drzwi pokoju na klucz i ocierając łzy śmiechu udałam się na dół na kolację.

         - Misia! - usłyszałam jeszcze krzyk, któregoś z nich, ale puściłam to mimo uszu.

~*~

Siemano! 
Kolejny rozdział u Spały,a le jakoś mi się nie podoba. Nie wiem, nie umieściłam tu tego co chciałam. Nie wiem, jakoś taki mi się trudno pisało to wszystko. 
Następny już pójdzie z górki, obiecuję!
Jeszcze zabawa się nie zaczęła, bo nie ma jeszcze kilku małpiszonów z naszej bandy. Zabawa się dopiero zacznie. Mam nadzieję, że wytrzymacie.
Tymczasem, dziękuję za to ile was jest! 

Pozdrawiam!!!!!
 Black.

Dzisiaj bez gifa.