piątek, 26 maja 2017

Miałbyć to którki spacer.

           Czas na kolację! A skąd wiem? Usłyszałam Krzyśka, który darł mordę, idąc korytarzem, że idzie na kolację. Z jednej strony dobrze chłopak postępuje, dba abyśmy głodni nie chodzili. Chwała mu za to!
         
          - Pawełek idziesz? - zapytałam, a ten ochoczo pokiwał głową.

          Wyszliśmy zatem z naszego lokum. Zamknęłam je szybko, po czym szczęśliwi ruszyliśmy korytarzem na posiłek.
          I nie wiem, czy ja mam takiego pecha, bo kiedykolwiek i gdziekolwiek bym się nie ruszyła, to spotkam uszatego. Tyle dobrego, że chociaż Piotrek z nim jest.

          - Na kolacje idziecie? - Kurek zabrał głos.

           Ja wiem, że on po prostu chciał zacząć jakoś temat, ale nie mogłam się powstrzymać. No nie mogłam!

         - Coś Ty! Na kolację? O tej porze?! - udałam oburzona i zdziwioną zarazem.

         - Chciałem w jakiś sposób nie zaczynać kolejnej kłótni, ale widzę, że inaczej nie da się z Tobą rozmawiać.

          Chyba go troszkę zdenerwowałam. Ale przecież ja nic nie zrobiłam! Jeszcze...

         - Nie dziw się. Kiedy Cię widzę od razu szastam negatywną energią. - uśmiechnęłam się do niego sztucznie.

         - A ja mam odruchy wymiotne na Twój widok. - odpyskował mi.

          O Panie Kurek! Tak się nie będziemy bawić.

         - Nikt Ci się na mnie nie każde patrzeć. - warknęłam, a Piotruś idący koło uszatego bufona zaczął machać łapami, żebym się uspokoiła.

          Temat ucichł, a wszyscy wpakowali się do windy.
          Na stołówce z Kurkiem usiedliśmy w jak najdalszej od siebie odległości, jakby jedno z nas miało uczulenie na drugiego. (Jest tak, nie oszukujmy się.) Chłopaki nie byli zdziwieni naszym zachowaniem. Wszystko to było normalne.
         
          - Jutro o ósmej jest zebranie w konferencyjnej. - koło naszego stolika stanął Jarząbek - Na temat rozpoczęcia sezonu reprezentacyjnego. - dopowiedział szybko i spojrzał na mnie obrażonym wzrokiem.

          Misia ty idiotko! Zapomniałaś o Jarząbku!

         - Misia. - usłyszałam głos Krzysia - Coś Ty już zdążyła zrobić naszemu Oskarowi?

         - Dam Wam radę. - westchnełam - Nigdy, przenigdy! Nie śmiejcie się z jego maskotki.

           A oni jak na złość wybuchli śmiechem.

           Co za buntownicy!

*

          Po kolacji postanowiłam wybrać się na spacer. To, że jem jak opętana i lubię pospać, nie znaczy, że jestem jakimś wrogiem aktywnego życia. Wręcz przeciwnie! Jeszcze się przekonacie.
          Tak, jak postanowiłam tak też zrobiłam i żeby nie było, że jestem jakaś niemiła, wredna, to zapytałam się chłopaków, czy nie chcieliby mi potowarzyszyć. Już trochę się poznaliśmy, ale zawsze można bliżej. (Bez podtekstów) No, bo mam z nimi spędzić tutaj trochę czasu, więc chyba dobrze, że chcę rozwinąć znajomości, prawda?! No właśnie!

         - To jak? Pójdziecie? Bo w sumie jakiś przewodnik by mi się przydał. - zapytałam kiedy już każdy zbierał brudne naczynia.

         - Ja się zgłaszam na ochotnika. - zgłosił się Winiarski.

          Spojrzałam na resztę siatkarzy i zrobiłam błagalną minę, bo jakoś bałam się iść z Miśkiem. Wiem, że ma on słaby zmysł orientacji. (Tak jak ja.) Chłopacy jak na złość unikali mojego wzroku, więc musiałam ostatecznie brać na litość.

         - Piotruś. Proszę, chcesz mnie zostawić na pastwę losu tego o. - wskazałam palcem na Michała, a ten wywrócił oczami - Przecież on mnie zgubi po drodze!

         - Ej! - krzyknął niebieskooki - W sumie... Dobry pomysł!

         - Widzisz! Mówiłam. Piotruś, proszę ja Cię. - jęczałam mu nad uchem, bo przypadkiem siedział obok mnie - Chyba nie chcesz mnie widzieć po raz ostatni! - pisnęłam udając przerażenie.

         - Spokojnie Misia. Pójdę z Wami. - odpowiedział mi miło się uśmiechając i chwycił mój brudny talerz, po czym odniósł do okienka.

         - Ja też w sumie mogę się przejść. - wzruszył ramionami Mariusz.

         - Ja z moją psiapsiółą na pewno pójdę! - krzyknął, no chyba nie muszę pisać kto.

         - I ja też...

          No i tak się złożyło, że niezła banda nas się napatoczyła. Ustaliliśmy, że za dziesięć minut stawiamy się przed ośrodkiem i wyruszymy na wycieczkę krajoznawczą.W takim razie każdy udał się do swoich pokoi, aby... No nie wiem po co oni poszli, ale ja poszłam zmienić obuwie na bardziej sportowe, bo w laczuszkach raczej nie pójdę. W sumie chciałam szybciej wyjść, dlatego nie wiem do czego im aż dziesięć minut.
          Mój psiapsiół nawet się w pokoju nie pojawił, a co dziwne korytarzem jeszcze ze mną szedł. Gdzieś go zgubiłam i nie wiem gdzie.
          Nie mając co ze sobą zrobić udałam się do pokoju, który pierwszy mi przyszedł na myśl.

         - Może już pójdziemy? - wpadłam do pomieszczenia bez pukania.

         - A może nauczyłabyś się pukać? - odpowiedział mi pytaniem na pytanie Wlazły.

         - Do czego mam pukać? - uniosłam brwi i rozsiadłam się na łóżku Mariusza.

         - Do drzwi, które Michał rozjebał. - swoje spojrzenie rzucił w stronę wychodzącego z łazienki Winiara.

         - Już się tak nie denerwuj. -wysłał mu buziaka - Misia obiecała pogadać o tym z Antigą.

          Zmarszczyłam brwi w geście zamyślenia, przypomniało mi się, że faktycznie mu to obiecałam. Westchnęłam tylko i  kiwnęłam głową na znak potwierdzenia słów Winiarskiego.

         - Niech Ci Bóg w dzieciach wynagrodzi. - podziękował mi brązowooki.

         - Nie zapędzaj się. Wystarczy, jak mi piwo postawicie. - wyszczerzyłam się w ich stronę - Ale ja przyszłam do Was, aby się zapytać, czy możemy już iść na ten spacer.

         - Nie.- odparł szybko Michał.

         - Bo?

         - Bo Bartek musi jeszcze pewną sprawę załatwić, musimy na niego poczekać.

          Chyba się przesłyszałam! To uszate kurzysko idzie z nami? Właśnie zepsuto mi humor. Chociaż, nie. Miałam być miła, to będę. Przecież nie znam go, nie mogę oceniać, po kilku spotkaniach. Kogo ja oszukuję...

         - Rozumiem.

         - Tylko tyle? - zadał pytanie zdziwiony Mariusz.

         - A co więcej? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, jednocześnie rozglądając się po pokoju w poszukiwaniu czegoś co zaciekawi mój wzrok.

         - No nie wiem. Od początku pobytu tutaj, a to raptem dwa dni, kiedy tylko jedno jest w odległości dziesięciu metrów lecą wyzwiska i kłótnie. - zauważył Misiek, a ja uśmiechnęłam się lekko pod nosem - A no i jeszcze pomińmy fakt, że zdążyłaś już go oblać wodą w pierwszym dniu!

         - Zasłużył. - wywróciłam oczami - Możemy zejść z tematu tego Kurka, bo już mi uszy więdną?

         - No widzisz?! Właśnie o tym mówił! - pisnął ze śmiechem Szampon.

          Ponownie wywróciłam oczami, no bo nie moja wina, że nie przypadł mi do gustu ten cały Kran.

*

          Po moich namowach przyszliśmy przed czasem, gdyż nudziło mi się w środku, a świeże powietrze robi dobrze na moje samopoczucie. Razem z Mariuszem i Michałem zasiedliśmy na ławeczce przed budynkiem w oczekiwaniu na resztę spacerowiczów.

         - Chyba Ziomek przyjechał.

          Marudzący Mariusz zamknął paszczę i zwrócił głowę w stronę, którą pokazywał Winiarski. Ja zadowolona barkiem marudzenia jednego z siatkarzy, nałożyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i oparłam się plecami o oparcie ławki, wystawiając do słońca swoją twarz.
          Nie zainteresowało mnie przybycie nowego zawodnika, bo poznałam ich całą bandę i to mi w zupełności wystarczyło, ale kiedy ów zawodnik podszedł do naszej trójki i odezwał się w geście przywitania, aż mi się gorącą zrobiło pod wpływem jego głosu.

         - Witam. - tylko tyle wystarczyło, abym się nim zainteresowała.

          Pokierowałam wzrok na czarnowłosego siatkarza. Zmierzyłam jego wysportowaną sylwetkę, która była wciśnięta w ciemne jeansy i koszulę, dokładnie opinającą się na umięśnionym torsie zawodnika. Na nosie, również tak jak ja miał okulary chroniące oczy przed słońcem. Włosy w artystycznym nieładzie, co oznaczało, że przebył długą i męczącą drogę, aby się tu znaleźć, a na polikach widniał trzydniowy zarost, co dodawał mu tylko uroku.

         - A to jest Misia. - z letargu wyrwał mnie głos Miśka - Nasza nowa Pani statystyk.

         - Łukasz Żygadło. Miło widzieć kobietę w drużynie. - uśmiechnął się do mnie szeroko jednocześnie wystawiając dłoń.

          Nie wiem czemu, ale ten zawodnik zaskoczył mnie swoim zachowaniem. Wydawał się być innym niż oni. Przedstawił się nie tak po siatkarskiemu, tylko tak... zwyczajnie? Bo spójrzcie na to w ten sposób. Każdego z tej drużyny poznałam w najmniej oczekiwanym momencie i to jeszcze w jakiś pokręcony sposób. Kurka w morzu fanek i proszącego o pomoc (pomijamy fakt, że do tej pory żałuję, że mu pomogłam), Michała K. i Fabiana w biedronce przy dość dziwnych zakupach, Zagumnego w sidłach podłej recepcjonistki, Pawła - tego nawet opisywać nie będę, Mariusza podczas chęci kradzieży moich słodyczy, Michała W. pomijam, bo to całkowicie inna historia, na Piotrusia i Marcina wpadłam, jak na ścianę (to też było dziwne), Krzysia przy zamachu na moje życie, Karola i Andrzeja przy bitwie z pająkiem, a Łukasza tak normalnie, zwyczajnie. Podał mi rękę i się przedstawił. Nie wpadłam na niego, nie zabijałam pająków, nie zaglądał mi do koszyka, nie ratowałam go z morza fanek, czy w pazurów blond recepcjonistki, nie jest moim współlokatorem, nie próbował mnie zabić, nie kradł mi słodyczy i nie znałam go wcześniej(Winiarski).

         Panie Żygadło, chyba się polubimy.

         - Nie mam pojęcia, czy już Ci Twoje fanki coś na ten temat mówiły, ale z tym głosem powinieneś zatrudnić się w radiu, a nie grac w siatkówkę. - odwzajemniłam gest i uścisnęłam dłoń siatkarza.

          Łukasz zaśmiał się na moje słowa, co i ja uczyniłam. Pozostali siatkarze pokręcili głowami na boki z uśmiechem, bo zapewne nie raz już tą formułkę słyszeli, stojąc obok kolegi.

         - Mówiły i po zakończeniu kariery nad tym pomyślę, a zwłaszcza kiedy powiedziałaś to Ty. - mrugnął do mnie okiem - A teraz wybaczcie, ale pójdę się odświeżyć i przywitać się z resztą. Krzysiek już pewnie zgłupiał z samotności, co potwierdza to, że właśnie biegnie w moją stronę. - dodał ze śmiechem.

          Każdy swoje spojrzenie skierował w stronę wejścia do budynku i faktycznie Igła pędził w naszą stronę. Na twarzy widniał mu szeroki uśmiech, jak zawsze w sumie. Rzucił się na reprezentacyjnego kolegę, a ten zaś zaśmiał się w głos.

         - Mój Ty współlokatorze w końcu, żeś się zjawił! - zaświergotał wesoło niższy - Brakowało mi Ciebie, Ziomalku mój.

         - Mi Ciebie też Krzychu. - radośnie poklepał przyjaciela po plecach.

          Przez ten czas przed budynkiem zebrała się cała banda, którą mieliśmy się wybrać na spacer. Każdy przywitał się z nowo przybyłym, po czym moglibyśmy już ruszyć z miejsca, jednak im się chyba nie spieszyło.

          - Łukaszu. - zwróciłam na siebie uwagę danego siatkarze lecz i wszystkich - Nie chciałabym przerywać tak pięknej chwili, ale właśnie wybieraliśmy się na spacer i czy...

          Mógłbyś grzecznie chwycić walizkę i udać się do swojego pokoju, bo chcę zdążyć pospacerować przez zamknięciem ośrodka?

         - Chętnie z Wami pójdę, jeżeli poczekacie na mnie chwilkę, tylko odniosę tą walizę do pokoju. - przerwał mi i uśmiechnął się do mnie czarująco, a ja wzięłam głęboki oddech, gdyż nie o to mi chodziło.

         - Nie złość się i tak jeszcze musimy poczekać na Bartka. - mruknął do mnie rozbawiony Michał Wu.

         - Wcale mnie nie pocieszasz. - burknęłam oburzona.

          Powinnam sprezentować tej przerośniętej kurze zegarek, bo spóźniał się już dwie minuty. Ma szczęście, że jeszcze czekamy na Łukasza, bo już dawno wystartowalibyśmy bez niego.

         - To ona też idzie? - dotarł do mnie niezadowolony głos uszatego.

         Gdzieś Ty Kurku, był jak o tym dyskutowaliśmy? Przecież ja wyszłam z ta inicjatywą. Piotruś Cię chyba nie doinformował.

         - Uwierz mi, jak zobaczyłam Ciebie, to przeszła mi ochota na spacerowanie. - wywróciłam oczyma, a gdy z budynku wyłonił się Żygadło ruszyłam przed siebie.

         - Pit! Czemu mi nie powiedziałeś, że ona idzie?

         - Bo wtedy Ty byś nie poszedł.

*

          Szłam na przodzie razem z Piotrusiem, wściekłym okularnikiem, Fabianem i o zgrozo Kurkiem. Chłopacy jednak zadbali o odległość pomiędzy nami, bo wcisnęli się po obydwu moich stronach, więc Bartki Kurki szły obok mnie, ale dwóch zawodników dalej. Po jeden stronie stąpał Michał, a po drugiej Piotruś, zaraz koło niego Fabian, a jeszcze obok niego uszaty.
          Rozmawialiśmy o jakiś pierdołach. Naopowiadali mi trochę historyjek z zeszłych sezonów, nauczyli mnie ksywki każdego z zawodników, dodając przy tym ciekawe historię ich powstania.

         - A Ty jaką masz? - zwróciłam się do okularnika, kiedy Piotruś przedstawił swoją ksywkę.

         - Dzik, przecież Ci mówiłem. - odparł lekko się uśmiechając.

         - Poważnie? Nie pamiętam.Czemu tak? - zaśmiałam się po usłyszeniu jego przezwiska - Albo nie, nie mów. Ja sama dopiszę historię, a potem opowiecie mi jak bardzo się mylę.

         - Dajesz!

         - Nazwali Cię dzikiem, bo łatwo Cię wyprowadzić z równowagi, jak dzika! - wyszczerzyłam się w stronę zebranych.

          Chyba powiedziałam coś głupiego, bo zaczęli się głupio uśmiechać i kiwać głowami na znak zaprzeczenia.

         - No co? Nie? - zadałam pytanie zdezorientowana.

         - Bo w sumie w tym sensie też pasuje. - zaśmiał się Fabian i poczochrał włosy Michała.

         - Czyli miałam rację?

         - Nie Misia, nie miałaś. - objął mnie ramieniem Piotruś, kiedy zobaczył moją zmarkotniała minę.

          Ej! Jeszcze z Kurkiem się nie pokłóciłam!

         - Wyjaśniając moją ksywkę. - zwrócił na siebie uwagę Michał - Jak wrócimy do ośrodka to pokaże Ci filmik, co Ci wszystko wyjaśni.

         - Aż się boję zapytać jaki. - zaśmiałam się.

          Chłopacy skomentowali to śmiechem, więc już nie mogłam się doczekać. Oczywiście domagałam się ksywek reszty zawodników. Z powodu jednej, aż się osmarkałam ze śmiechu.

         - Siurak? - ledwo co wydusiłam z siebie to pytanie - Siurak. - powtórzyłam i wybuchłam śmiechem.

          Nie wiem, czy chłopacy śmiali się z przezwiska, czy może z mojej reakcji, ale też mieli niezły ubaw. Tylko właściciel tej ksywki szedł obok nas czerwony na twarzy i lekko poddenerwowany.

         - Śmieszne i komiczne, doprawdy. Tylko nie posiurajcie się z tego śmiechu. - syknął oburzony i zmienił towarzystwo.

         - Posiurajcie. - kolejna dawka śmiechu.

          Właśnie Bartki Kurki same sobie wbiły punkt.

*

         - Misia, nie ruszaj się. - krzyknął idący tuż za mną Karol.

          Nie posłuchałam go, no bo nie miałam takiej potrzeby.

         - Nie ruszaj się. - tym razem głos zabrał Krzysiek - Dobrze Ci radzę.

           Krzysiek znalazł się za raz przy mnie i Łukaszu, z którym prowadziłam rozmowę. No co? Musiałam go poznać troszkę, prawda? No i zdążyłam już się ostro pokłócić z Kurkiem, więc chłopaki odholowali mnie na koniec grupy, a Kurka na początek. No nie moja wina, że ma takie śmieszne przezwisko!

         - O co wam chodzi? - mruknęłam w ich stronę jednocześnie spojrzałam na nich przez ramię - O KURWA MAĆ!

          Mój krzyk chyba było słychać na całą Spałę.

          - Weźcie to ze mnie!

           Zaczęłam skakać, biegać, wierzgać się i Bóg wie co jeszcze. Każdy mój pisk spowodował u chłopaków jeszcze większy śmiech, a mi wcale nie było do śmiechu. Już prawie zaczynałam płakać, bo ja mam wstręt do takich stworzeń. Po co to człowiekowi takie obślizgłe i małe i takie paskudne! No po co?!

         - No już, spokojnie. - roześmiany głos zabrzmiał mi nad uchem, po czym poczułam jak ktoś przytrzymuje mnie w tali.

          Mocne trzepnięcie mnie w ramię oraz cichy i niski śmiech przy uchu, kazały mi otworzyć oczy. A gdy to zrobiłam przed oczyma miałam wesołą twarz Kubiaka. Roześmiane oczy lustrowały moja twarz, a szeroki uśmiech wywarł i u mnie cichy śmiech.

         - Dziękuję. - zaśmiałam się lekko.

          Rozejrzałam się wkoło. Uszate kurzysko prawie się popłakało ze śmiechu. Chyba jesteśmy vice versa. Krzysiek chował kamerę za plecy ( Myśli, ze nie zauważyłam, ja się z nim rozliczę w ośrodku.), Kłos razem z Wroną chowali się za plecami kolegów, a reszta się śmiała.

         - Rano u Kłosa to chojrakowała, a teraz to padaczki dostała, jak zobaczyła pająka. - zauważył Kurek.

         - A spierdalaj. - machnęłam na niego ręką.

         - Misia! - pisnął Pit.

         - Bo Ci Cichy mydłem język wyszoruje. - zaśmiał się Winiarski.

         - Przy okazji i Tobie. - wytknęłam mu jęzor, po czym wróciłam do rozmowy z Łukaszem.

          Szliśmy już tak długo, a mi zaczynało się robić zimno. Zmieniłam towarzystwo, bo Ziomek zaczął rozmawiać z Kurkiem, więc dla swojego i jego bezpieczeństwa opuściłam tamte grono.

         - Możemy już wracać? - zapytałam idącego na przodzie Winiara.

         - Już się zmęczyłaś? - z lekkim śmiechem odpowiedział pytaniem na pytanie.

         - Nie no, bo już trochę idziemy i...

         - Jeszcze trochę wytrzymaj, zaraz będziemy. - przerwał mi i udał się do Mariusza, który zdążył już wywinąć kawał Marcinowi.

         - Ale ja już chcę wrócić. - mruknęłam już sama do siebie.

          Szłam tak sama, bo każdy zajął się czymś, a to rozmową, a to robieniem żarów, a to pogrążył si.e w własnych myślach. No i tak szłąm sama, no bo co.
          W końcu dotarliśmy gdzie mieliśmy i kiedy by ktoś mnie zapytał o drogę powrotną, to w życiu bym mu nie odpowiedziała. Taki o to mój zmysł orientacji.
          Moim oczom ukazała się polana z pośrodku przewalonym drzewem. Wkoło sam las, cisza i spokój. Obok drzewa było widać wypalone miejsce, więc przypuszczam, że tutaj organizują swoje libację i ogniska. Uśmiechnęłam się pod nosem. To miejsce było piękne. Może i wyglądało zwyczajnie, ale miało swój urok, taki typowo spalski. Na pierwszy rzut oka nie zauważyłam krzewów malin i jerzyn, które rosły po mojej lewej stronie, zaś po przeciwległej stronie płynął strumyk, na którym była mała kładka.

         - Podoba Ci się? - obok mnie znalazł się Michał W.

         - Jeszcze się pytasz?! - pisnęłam wniebowzięta.

         - To co? Nadaje się na przewodnika? - szturchnął mnie ramieniem, na co ja się zaśmiałam.

         - Niech Ci będzie i ten jeden raz przyznam Ci rację. - uśmiechałam się do niego, po czym pognałam do chłopaków, którzy zdążyli się usadowić na obalonym drzewie oraz trawie.

*

           Nasz spacer troszeczkę się przedłużył, gdyż Krzysiek wpadł na pomysł, aby rozpalić ognisko i posiedzieć przy nim. Każdy ochoczo na to przystąpił. Tak więc siedziałam teraz pomiędzy Winiarskim, a Mariuszem. Śmiałam się do łez z ich opowiadań i śmiało mogę stwierdzić, że nawet towarzystwo Kurka mi jak na razie nie przeszkadza. Może to dlatego, że nie wchodzimy sobie w drogę?
          Nawet nie miałam pojęcia kiedy Misiek wraz z Szamponem zniknęli, a do mnie dosiadł się Kubiak. 

         - Trzymaj. - na ramionach poczułam ciepły materiał.

          Spojrzałam głupio na Michała, po czym uśmiechnęłam się w podzięce, bo było mi zimno pomimo, że siedziałam przy ognisku. 

         - I jak wrażenia po pierwszych dniach? - zapytał mnie, grzebiąc patykiem w ogniu.

         - Jak na razie jest dobrze. - uśmiechnęłam się lekko - Plan mojej mamy chyba spali na panewce. 

         - Słucham? Jaki plan? - zdziwił się, a ja ugryzłam się w warge. 

          Za dużo paplasz Misia.

          - Może kiedyś się dowiesz. - mrugnęłam do niego okiem i wstałam z miejsca, aby uniknąć dalszych pytań - Kto idzie o dychę, że Kurek nie przeskoczy tego ogniska!

          Misia... To chyba nie był za dobry pomysł...

(CDN)

~*~

Ba dum! Chyba jest dobrze.
Pozdrawiam!
Black.

sobota, 22 kwietnia 2017

Dwa metry pełne strachu.

 !Rozdział z dedykacją dla Dream!


          Dzisiaj z samego rana do moich uszu wdarł się głośny i przeraźliwy pisk. Olałam go, przewróciłam się na drugi bok i mruknęłam cichutko, przykrywając się jeszcze bardziej pierzynką. Byłam już na granicy snu, miałam jeden krok do zrobienia, kiedy znowu usłyszałam pisk. Burknęłam pod nosem bliżej mi określone słowa, po czym naciągnęłam na głowę poduszkę, mając nadzieję, że ten przeraźliwy hałas zniknie.

         - Zabiję. - sapnęłam, kiedy po raz kolejny usłyszałam krzyk - Zamorduję.

          Wygramoliłam się spod białego puchu, wstałam z łóżka ledwo na oczy widząc. Rzuciłam okiem na mojego współlokatora, a on spał w najlepsze. Też bym tak, kurwa chciała. Swoje spojrzenie skierowałam na zegarek i mało mnie z moich kapci nie wyrzuciło. Jest piąta czterdzieści dwie! Piąta! Popierdoliło ich całkiem?!
          Wyszłam na korytarz, gdzie najprawdopodobniej wydobywały się krzyki. Kiedy wyjrzałam ze swojego pomieszczenia przed moim pokojem zebrało już się spora banda. Stali pod drzwiami pokoju, który znajdował się tuż obok mojego i patrzyli na nie, jakby myśleli, że tym uciszą hałas.

          - Kto to, tak drze tą japę? - warknęłam zła, a wszyscy skierowali swój wzrok na mnie.

         - Kto to widział, kurwa, żeby kurwa za piętnaście, kurwa szósta, drzeć tą swoją japę na cały, kurwa ośrodek. - usłyszałam za mną.

          Jak ktoś to ładnie w słowa ubrał. I nawet wiem kto!
          Chłopacy kiwnęli głową na drzwi, a ja razem z Michałem zaraz się przy nich znaleźliśmy. Chciałam już chwycić za klamkę, kiedy powstrzymała mnie łapa, któregoś z tych wieżowców. 

         - Może jednak nie. - odezwał się Możdżon - Nie wiesz, czy to co tam zobaczysz, nie zepsuje Ci psychiki.

         - Gówno mnie interesuję co tam zobaczę. - warknęłam - Chcę spać, a jeśli Ty boisz się o swoją psychikę, to nikt nie każę Ci tam zaglądać.

          Po moich słowach cofnął rękę przestraszony, a reszta odsunęła się o dwa kroki. No oprócz dwóch Michałów. Pan Ka sam był nie mniej zdenerwowany ode mnie, a pan Wu zachichotał cicho i poklepał mnie po ramieniu. 
          Otworzyłam drzwi z rozmachem i wpadłam do pokoju. (Nie wiem, czyjego i mnie to w tym momencie nie interesowało.) Moim oczom ukazał się widok przerażonego blondyna (a po wzroście i po tym, że mieszkają na tym piętrze, domyśliłam się, że to siatkarze.), który piszczał w niebo głosy i stał na paluszkach na małej komodzie oraz bruneta, który stał ze swoim kapciem i nerwowo oglądał się dookoła.

         - Tam jest! - pisnął blondyn - Zabij go! Zabij, proszę Cię - dodał płaczliwym tonem głosu.

          Brunet rzucił laczkiem w to miejsce, w które pokazał mu kolega, a sam odskoczył na jedno z łóżek. Rzuciłam okiem w miejsce, gdzie wylądował kapeć, po czym warknęłam głośno.

         - Dwa metry! Dwa! - pokazałam na palcach odpowiednią liczbę - Każdy z Was ma, a kurwa drzecie japę na cały ośrodek, bo pająk siedzi na podłodze.

          Ściągnęłam ze stopy swój kapeć, po czym podeszłam do przyczyny tych krzyków i pierdzielłam w niego tak, że będzie po nim ślad na następne pokolenia.

         - Wariatkowo, kurwa. - fuknęłam, a zebrani patrzyli na mnie z podziwem - Pająka się bać! - ciągnęłam dalej i założyłam laczek na nogę.

          Michał Winiarski wywalił oczy, widząc moje zachowanie, po czym zaczął wydobywać z siebie jakieś nie określone mi dźwięki. Minęłam wszystkich w drzwiach, po czym podeszłam do swoich.

         - Jeszcze raz usłyszę, choćby szept, to podzielicie losy tego pająka. - wrzasnęłam, po czym weszłam do pokoju, zostawiając chłopaków wrytych w podłogę oraz trzaskając drzwiami.

          Prawie z zawiasów wyleciały. Dobrze, że są bardziej wytrzymałe niż te sąsiadów obok.

         - Słyszeliście? Spać, kurwa. - wrzasnął jeszcze Kubiak i poszedł w moje ślady, bo usłyszałam trzask.

          Wzięłam głęboki oddech i walnęłam się na łóżko. Zamknęłam oczy, przykrywając się pierzynką. Na korytarzu słyszałam jeszcze szmery, więc warknęłam pod nosem.

         - Nadal Was słyszę! - krzyknęłam i jak na zawołanie nastała cisza, zaraz po tym jak pozamykały się wszystkie drzwi.

          Jeszcze poznają mój gniew. Z taką, a nie inną myślą zasnęłam z szatańskim uśmiechem na twarzy. Bo przecież trzeba ich sobie ustawić, co nie?


*

          - Śniadanie! Idziemy na śniadanie! - na korytarzu zabrzmiał głos Krzysia.

          Lekko zdenerwowana, tym że po raz kolejny wyrwano mnie z pięknej krainy snu, odrzuciłam pierzynę na bok, a jak się później okazało, dostał nią Paweł. (Tak, wiem w końcu, jak ma na imię mój psiapsiół.) Nie zwracając uwagi na jego pojękiwania, chwyciłam poduszkę w swoje łapy, po czym otworzyłam drzwi i z całej siły cisnęłam nią w głowę Krzysia. Nie wiem, czy mnie oczy z rana płatają figle, ale z jednej zrobiły się dwie. Igła zaraz się uciszył i popatrzył dookoła, po czym zaśmiał się pod nosem.

         - Dzięki! - krzyknął - Takich jeszcze nie mam. - zabrał oby dwie poduszki pod pachę i dalej krzycząc, że idzie na śniadanie podążył wzdłuż korytarza.

          Nawet nie zdążyłam mu odpyskować!
          Szybko rozejrzałam się dookoła, bo ja dwoma poduszkami nie rzucałam, aż tak zła nie jestem i moim oczom ukazał się widok wychylającego się Bartusia ze swojej nory. Nasze wzroki się skrzyżowały i razem w równoczesnym czasie warknęliśmy do siebie.

         - I na co się patrzysz?! - nie czekając na odpowiedzi, trzasnęliśmy drzwiami.

          Przez tych debili już nie zasnęłam, a mój współlokator widząc mój humor, chciał mnie jakoś rozchmurzyć, ale tylko dostał ode mnie kapciem w piszczel, więc zaraz potem obrażony wyszedł z pokoju.
          Chcąc, czy nie chcąc ubrałam się oraz ogarnęłam z lekka i poszłam na te śniadanie, bo ja przecież nigdy jedzeniem nie pogardzę. Wychodząc z pokoju, trafiłam na uszatą kurę i Piotrusia. Ten drugi pokiwał mi z uśmiechem i zapytał czy się wyspałam.

         - Jak chuj. - burknęłam.

         - Misia, jak Ty się wyrażasz! - zbeształ mnie, a ja ziewając przeciągle machnęłam na niego ręką - Chyba nie masz humoru, co? - zapytał, wciskając guzik "przywołujący" windę.

          Spojrzałam na niego takim wzrokiem, że zrobił wielkie oczy i odsunął się ode mnie na dwa kroki, a przysunął Bartka. Jego kolega strzepnął łapska Pitera ze swoich barków, a moją osobę zmierzył pogardliwym wzrokiem, po czym gdy drzwi windy się otworzyły, wepchał się do środka, po drodze mnie taranując.

         - Gentleman, psia dupa. - mruknęłam pod nosem i ustawiłam się jak najdalej od niego.

         - Jak Ci nie pasuję moje towarzystwo, to możesz iść schodami. - zatrzymał zamykane drzwi od windy, a ja zmierzyłam go wściekłym wzrokiem.

          Nie dość, że nie miałam humoru, to jeszcze przyszło mi się z nim użerać.
          Jako że miałam swój honor, uniosłam do góry głowę i wyszłam z metalowej puszki, a przechodząc obok uszatego niby przypadkiem nadepnęłam mu na stopę. Dziecinne zachowanie, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy.

         - Idiotka. - warknął.

         - Debil. - odpowiedziałam w jego stronę.

          Nasza wymiana zdań pewnie trwałaby dłużej, ale drzwi się zamknęły. Powymachiwałam jeszcze kilka ruchów ręką w storę windy, aby okazać złość i ruszyłam schodami na stołówkę.
          Przeklinając na wszystkich zawodników bez wyjątku (No dobra może na Piotrusia nie, bo na niego nie mogłam być zła), weszłam do pomieszczenia, a na mój widok wszyscy umilkli. Rozejrzałam się po stolikach, a kiedy moim oczom ukazał się stolik siatkarzy, prychnęłam zła pod nosem i udałam się do okienka, gdzie panie kucharki wręczyły mi moje śniadanko. Podeszłam jeszcze do syto obłożonego, szwedzkiego stołu i zabrałam kilka smakołyków.

         - Misia. - usłyszałam, kiedy przeszłam obok zawodników nawet nie zaszczycając ich swoim spojrzeniem.

          Obróciłam się niechętnie w ich stronę, a oczom ukazała mi się moja Pietruszka, która wołała mnie do siebie i wskazywała na siedzenie obok.

         - Zająłem Ci miejsce. - powiedział uradowany.

          No widzicie? Jak ja mogę być na niego zła?! Kochaniutki zajął  mi miejsce i te moje ulubione, na którym zawsze siedzę! (Jem dopiero tutaj może z piąty posiłek, ale siedzę tam od zawsze, zrozumiano?)

         - To miło Piotruś, ale nie mam ochoty przy tym stoliku siedzieć. - uśmiechnęłam się miło do Nowakowskiego, a co niektórych zawodników zmierzyłam pogardliwym wzrokiem.

          Michał Wu, wypluł przed chwilą pitą kawę ze śmiechu, a reszta popatrzyła na niego zdezorientowana. Nie czekając na żadną odpowiedź, ruszyłam do wolnego stolika.

         - Jeśli ona nie ma ochoty z Wami siedzieć, to ja też nie! - tupnął nogą Piotruś, po czym zobaczyłam go przed sobą.

          Usiadł sobie, nie pytając o zgodę i zaczął wpieprzać jajecznicę, a ja spojrzałam na niego spod uniesionych brew. Przełknęłam kęsa tosta, którego zdążyłam już ugryźć, a do stolika dosiadł się dziki okularnik. Postawił swój talerz z jedzeniem i uśmiechnął się do mnie słabo. Odwzajemniłam gest, po czym wgryzłam się kolejny raz w tosta.

         - Czemu siedzicie tutaj, a nie tam? - wskazywał nożem, na którym miał masło po kolei w każde miejsce - Oj sorry Cichy. - przybrał minę niewiniątka, kiedy troszkę masła spadło na bluzkę kolegi.

         - O dzięki za masło Kubi, ty to jednak spoko kolega jesteś! - rzekł z sarkazmem, po czym zgarnął tłuszcz z pomarańczowołososiowej bluzki. W sumie nie wiem co to za kolor, nigdy nie miałam daru do rozpoznawania kolorów.

        - Mam lekkiego focha na tamten stolik. - wzruszyłam ramionami - A ty, czemu? - podniosłam ponownie tego ranka brwi do góry, a ten machnął ręką.

         - Sam nie wiem. Chciałem Wam potrzymać towarzystwa. - wzruszył ramionami i zaczął zajadać się śniadaniem.

         - Zdrajca! - krzyknął Winiarski ze stolika obok.

          Równocześnie spojrzeliśmy się w tamtą stronę. Zmierzyłam Miśka swoim wzrokiem, a on mnie swoim i razem się uśmiechnęliśmy.

         - Gumowe ucho. - odkrzyknął mu jego imiennik.

          Wywróciłam oczami i powróciłam do konsumowania swojego śniadania. (Jakie rymy!) Chłopacy ze stolika obok coś zaczęli szeptać, a ja nie wiem czemu, miałam wrażenie, że jestem ich głównym tematem.

         - A tej co? - zapytał niby obojętnie Kurek.

         - Nie wyspała się. - wysapał mój męski imiennik - I to przez Was.

         - Jak przez nas?! - pisnął jeden z nich - Ona mnie wybawiła przed pająkiem.

          Przed.. Co?! Wyplułam pitą kawę na twarz Dzika. Ja, pająka? Kiedy i gdzie? Przecież ja się pająków boję! Szybko przekalkulowałam pobudkę, jaką zadali mi sąsiedzi i aż pisnęłam przerażona. (oczywiście pisnęłam w myślach)

         - Ja z Tobą siadam, żebyś sama z Pitem nie siedziała, a Ty plujesz na mnie kawą. - wyjęczał poszkodowany - Blee. - wzdrygnął się cały i zaczął wycierać moją ślinę wymieszaną z czarnym napojem.

         - Przepraszam. - wydukałam i odwróciłam się w stronę nielubianych tymczasowo siatkarzy - Jak to zabiłam pająka. - aż dreszcze mnie przeszły na samą myśl.

         - I  kto to podsłuchuje. - mruknął niebieskooki i wgryzł się w kanapkę.

         - Tak o. - odezwał się blondyn.

          Zademonstrował mi, trzymając w ręce niewidzialnego kapcia, a pająkiem był brodaty kolega, który koło niego siedział. Po całym przedstawieniu skinął głową teatralnie, a chłopacy, którzy tamtego ranka nie byli przy tej sytuacji skomentowali to krótkim "Wooow", po czym wrócili do jedzenia.

         - Sam też byłem zdziwiony, że to zrobiłaś, przecież zawsze bałaś się pająków. - przyznał Winiarski.

         - Co? - krzyknął drugi - A na nas się wydzierałaś. - odrzekł oburzony i założył ręce na piersi.

         - Była za piętnaście szósta. Nie myślałam logicznie. - wywróciłam oczyma i powróciłam do swojego talerza.

         - Chyba się nie wyspałaś, co? - zapytał ze śmiechem Kubiak, a ja zgromiłam go spojrzeniem.

         - A Ty niby tak? Sam wtedy ciskałeś piorunami. - burknęłam w jego stronę, kończąc tosta.

         - Ja już jestem do tego przyzwyczajony. - wzruszył ramionami i zabierając swój brudny talerz, wstał z miejsca - Zabrać też Twój? - zapytał z uśmiechem, a ja pokiwałam ochoczo głową.

         - Dziękuję. - uśmiechnęłam się do niego szeroko, a on puścił mi oczko.

         - Mój też zabierzesz? - zapytał słodko Piter, a Michał pokiwał przecząco głową - Ej, no! Czemu? - zbulwersował się biedaczyna, a ja parsknęłam śmiechem. Kocham tą dwójkę!

         - Bo masz własne nogi i ręce.

         - Ona też je ma! - oburzył się.

         - Ona jest bez ogona. - wytknął mu język, a ja ponownie się zaśmiałam.

         - Ja też nie mam ogona. - obejrzał się na swój tył - Więc weźmiesz mój? - spojrzał na niego tymi swoimi słodkimi oczkami, a mi aż się ciepło na serduszku zrobiło.

          Misia co ten Piter z Tobą robi! Ogarnij się!

         - Nie. - odpowiedział mu i szybko udał się odnieść brudne naczynia.

          Blondyn spojrzał się na mnie, a ja pokiwałam przecząco głową, wiedząc o co mu chodzi. Burknął zawiedziony pod nosem, że nikt go nie kocha i poszedł.
          Zadziwiają mnie Ci chłopacy z chwili na chwilę coraz bardziej. Bo miałam ochotę dusić, zabijać, a teraz doprowadzają mnie do śmiechu. Jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że z nimi nie będzie tak źle.
          Podniosłam swój zad z krzesła, kiedy obok mnie znaleźli się towarzysze mojego dzisiejszego śniadania, a następnie w trójkę udaliśmy się z opustoszałej już stołówki. Tak jest, gdy spóźnisz się dobre piętnaście minut.

         - Jak w ogóle się tutaj znalazłaś? - zapytał okularnik, kiedy szliśmy w kierunku windy.

         - Właśnie! - pokiwał ochoczo głową Pit - Nie mówiłaś nam jeszcze.

          Parsknęłam śmiechem, machając dłonią, bo w sumie to śmieszna sytuacja, ale nie mogę jej teraz opowiedzieć. To jeszcze nie ta pora.

         - No i jeszcze sobie trochę poczekacie. - odpowiedziałam zaczepnie i puściłam oczko Dzikowi.

         - Ty zawsze taka jesteś? - wywrócił oczami, a potem w trójkę wepchnęliśmy się do windy.

         - Jaka?

         - Wredna? - podniósł brew do góry.

         - Nie miła? - dodał Piotrek.

         - Staram się, dziękuję. - uśmiechnęłam się w ich stronę.

          Potem już rozmowa weszła na normalne tory i razem przebyliśmy drogę ze stołówki do pokoi pełną śmiechu. Nawet udało im się mnie do płaczu (Oczywiście ze śmiechu) doprowadzić, no kto to widział?! Chyba muszę im postawić po dobrym piwie za to, że mi humor poprawili. No, jak Boga kocham, chyba to zrobię!
          Podziękowałam za odprowadzenie mnie pod same drzwi pokoju, a chłopacy zgięli się w pół, mówiąc, że polecają się na przyszłość. Zaśmiałam się na to i zapewniłam ich o skorzystaniu z oferty przy najbliższym czasie.

         - Jak będziesz się nudziła czy coś, to śmiało wbijaj pokój obok. - zaproponował mi Kubiak, kiedy Piter zniknął za drzwiami swojego i uszatego lokum.

         - A z kim dzielisz owe pomieszczenie? - zapytałam opierając się o framugę swoich drzwi.

         - Z Fabianem. - również oparł się o framugę drzwi, ale swoich. Mieszkał pokój naprzeciwko mojego.

         - Chyba muszę się zastanowić. - patrzyłam na niego z uśmiechem na twarzy - Wiesz, muszę stworzyć listę za i przeciw. - machnęłam ręką, jakbym odganiała denerwującą muchę.

          Michał zaśmiał się na to i pokiwał głową na boki. Ja zrobiłam to samo, po czym przez korytarz przebiegł Winiarski trzęsąc się ze śmiechu. Wpadł do swojego pokoju, a kiedy zaczaił, że nadal brakuje w nich drzwi, szybko wybiegł i wtarabanił się do mojego pokoju. Westchnęłam tylko, bo w sumie nie robiło to na mnie żadnego wrażenia, za to na Kubiaku już tak. Popatrzył na mnie z marszczonymi brwiami, a ja machnęłam tylko ręką.

         - Zaraz się dowiemy co wywinął. - westchnęłam.

          No i jakby na potwierdzenie moich słów, korytarzem przebiegł, jak struś pędziwiatr Mariusz. (Takie małe Deja vu) Burczał coś pod nosem, że zabije, że wykastruje, że pozamyka w piwnicy i pączkami będzie karmił.

         - To co? Wpadniesz do normalnego pokoju? - zapytał ponownie, kiedy Szampon zniknął nam z pola widzenia.

         - Namówiłeś mnie. - zaśmiałam się - Tylko wezmę telefon z pokoju. Zaraz przyjdę.

         - Czekam, zatem. - ukłonił się ładnie, a ja ze śmiechem zrobiłam to samo, po czym weszłam do swojego lokum.

          Po wejściu na moim łóżku leżał rozłożony Michał i czytał moje pisemko. Wywróciłam oczyma, chwyciłam swój telefon z szafki nocnej, po czym jeszcze tak dla zaczepki pomierzwiłam Winiarowi włosy.

         - Weź tą łapę. - burknął i strzepnął moją dłoń z głowy.

         - Jeśli tak bardzo lubisz babskie piśmidła, to podbieraj je Dadze, a nie mi. - wyrwałam mu z rąk katalog, a on jęknął niezadowolony.

          Schowałam je do szuflady, uprzednio uderzając czasopismem o łepetynę przyjaciela. Wzniósł oczy do góry, jakby pytał się w myślach Boga, kogo postawił na jego drodze.

         - A teraz wypad! - wskazałam na drzwi, a on spojrzał na mnie kpiącym wzrokiem - No co się tak patrzysz? Wypad. Muszę pokój zamknąć.

         - Ale ja może nie przyszedłem do Ciebie, tylko do Zatora. - założył ręce na piersi, ale wstał grzecznie z łóżka.

         - A widzisz go gdzieś tutaj? - rozłożyłam ręce zrezygnowana.

         - Nie było pytania. - odpowiedział z uśmiechem i skierował się do drzwi, ale zaraz się wrócił - Ale ja nie mogę tam wyjść. - dodał przerażony, pewnie przypomniał sobie co zrobił Wlazłemu - Tam zapewne czyha na mnie Mariusz, a jak on mi coś zrobi?

         - Trzeba było przewidzieć konsekwencję. - wzruszyłam ramionami - Wypad.

          Burknął jeszcze coś, że się jeszcze ze mną policzy, że mnie nie lubi i wyszedł z pokoju trzaskając drzwiami. Westchnęłam głośno, bo co mi innego zostało w takim momencie? Wyszłam z pomieszczenia kilka chwil po niebieskookim, po czym zapukałam do pokoju naprzeciwko. Od razu drzwi się otworzyły, a przede mną stanął Fabian. Oślepił mnie swoimi kłami, a potem zaprosił do środka zamaszystym ruchem ręki.

         - Witamy, witamy panią statystyk. - przywitał się ze mną Fabio - Już humorek dopisuje?

         - Jak zobaczyłam Ciebie, to od razu mi się poprawił. - powiedziałam sarkastycznie, po czym uśmiechnęłam się do niego sztucznie.

         - No, ja wiem, że taki przystojny, nie musisz mi tego mówić. - puścił mi oczko.

          Zaśmiałam się na te słowa i walnęłam się na jedno z łóżek. Rozłożyłam się wygodnie, a Drzyzga zajął miejsce na drugim łóżku i włączył telewizor.

          - Gdzie Kubi? - zadałam proste pytanie.

         - To ja Ci nie wystarczam? - udawał oburzonego.

         - Nie, potrzebuję jeszcze jednego towarzysza. - wzruszyłam ramionami, po czym w moje oczy rzuciła się paczka żelek, leżąca na szafce nocnej. Aż mi się oczka zaświeciły! - O kurczaki! Moje ulubione!

          Chwyciłam je i z powrotem ułożyłam się na łóżku, które pewnie należało do Michała, tak jak i te żelki. Fabian westchnął głośno i powiedział coś do mnie, ale go nie słuchałam, bo byłam zajęta pałaszowaniem słodkości.

         - O już jesteś? - do pokoju wszedł okularnik.

           Kiwnęłam mu głową na potwierdzenie słów i z pełną buzią zapytałam, gdzie on był, jak ja przyszłam.

         - Tu i tam. - machnął ręką i zaczął grzebać w swojej, jeszcze nierozpakowanej walizce.

         - Widzisz zaprosił Cię, a potem ma Cię gdzieś. A Ty powiedziałaś, że Ci nie wystarczam. - odezwał się z oburzeniem Fabio, a ja rzuciłam w niego poduszką.

          Skubaniec się uchylił i go nie trafiła. Spokojnie jeszcze się doigrasz, zobaczysz.

         - Mnie nikt nigdy nie ma gdzieś. - podciągnęłam się do pozycji siedzącej, oparłam się plecami o ścianę i założyłam ręce na piersi, dając do zrozumienia, że powoli łapię focha - Prawda, Kubi? Nie masz mnie gdzieś?

         - Mhmm... - mruknął pewnie wcale mnie nie słuchając.

         - Dzięki. - odburknęłam, a Drzyzga zaczął się rechotać - Spadaj i tak mnie nie ma gdzieś.

         - Widać. - puścił mi oczko i zaczął przełączać kanały w telewizorze.

          Mruknęłam jeszcze pod nosem, że nie, że mnie każdy lubi i wepchnęłam do buzi kilka żelków. Ułożyłam się ponownie na łóżku, zajmując prawie całą powierzchnię, a Kubiak wyprostował się i chrząknął głośno. Popatrzyłam na niego niechętnie, bo Fabian fajny film znalazł i nie miałam ochoty pominąć nawet sceny. Kiwnęłam głową, to był mój znak pt. "Mów o co chodzi.".

          - Moje żelki i moje łóżko. - wskazał palcem na każda z rzeczy, a ja wzruszyłam ramionami z niewinną minka.

         - A co jeśli Ci powiem, że od teraz są moje? - zapytałam z lekkim uśmiechem, patrząc wprost w roześmiane oczy Kubiaka.

          Mierzyliśmy się trochę spojrzeniami, ale powoli już się niecierpliwiłam, bo kątem oka widziałam, że na ekranie telewizora nieźle się dzieje.

         - Dobra, chociaż daj mi kawałek miejsca. - westchnął zrezygnowany - I trochę żelek.

         - No i to mi się podoba!

          Zrobiłam mu miejsce, podsunęłam paczkę pod nos i ułożyłam się wygodnie, głowę opierając o bark siatkarza.

         - A na mnie mordę darłeś, kiedy Ci jednego żelka wziąłem. - burknął Drzyzga, a Kubi zaśmiał się w głos - No pewnie śmiej się. Pewnie podlizać się chcesz, żeby Ci statystyki podwyższyła.

         - Mi nie trzeba podwyższać statystyk i tak mam dobre. W przeciwieństwie do Ciebie. - wytknął mu język.

          Ich wymiana i przekomarzania trwały, a mi to przeszkadzało w oglądaniu filmu. Pewnie bym się włączyła, ale naprawdę ten film był taki ciekawy, ze nie mogłam się od niego oderwać.

         - Dobra cicho już. - nakazałam, a oczywiście oni zaczęli jeszcze głośniej - No chłopaki proszę ja Was. - jęknęłam.

          Przestali! Za to Michał zaczął się wiercić jakby miał robaki w dupie. Z początku nie zwracałam na to uwagi, bo dałam mu chwilę, żeby się jakoś ułożył, ale jak już to zrobił to po chwili znowu zaczął się kręcić.

         - Robale masz w tyłku, czy co? - warknęłam w jego stronę i usiadłam.

         - No nie wygodnie mi, no. - zaczął się tłumaczyć - Dobra już. - powiedział, kiedy już znalazł swoje miejsce.

         - Już więcej z tobą nie leże, idę do Fabiana. - fuknęłam, gdy po raz kolejny zaczął się wiercić.

           Jak powiedziałam, tak też zrobiłam. Drzyzga, jak na gentlemana przystało zrobił mi miejsce, szczerząc się przy tym niemiłosiernie. Wywróciłam oczami i zajęłam połowę łóżka. W sumie dobrze zrobiłam! Stąd miałam lepszy widok na ekran!

          - W końcu. - westchnął pod nosem Kubiak, ale niestety lub stety to słyszałam.

          Pierdzielłam w niego poduszką, którą wcześniej rzuciłam w Fabiana, a ten dostał prosto w twarz, więc z moim leżącym kompanem (czyt. Drzyzgą) przybiliśmy piąteczkę. A co!

         - Dzięki, właśnie czegoś mi brakowało. - uśmiechnął się szeroko, a ja wywróciłam oczyma.


*

         - Ja Cię szukam, a Ty sobie u Drzyzgi leżysz! - do pokoju wpadł Michał - Chodź szybko! 

         - Nigdzie nie idę, daj mi spokój. - machnęłam na niego ręką i powróciłam do oglądania telewizji. 

         - Chodź, bo sam Cię zaniosę. - położył dłonie na biodra i stał nade mną jak kat.

         - Chłopaki powiedzcie mu coś. - jęknęłam.

         - Mówimy Ci coś. - powiedział z uśmiechem Kubiak razem z Fabianem. 

         - Dzięki. - mruknęłam - Po co i gdzie mam iść?

         - Nie pytaj się tylko chodź. Wy też w sumie. - zwrócił się do chłopaków - Podnoście te dupy i idziemy.

          Siatkarze wstali ociężale, a mi ani się śniło wstać z tego wygodnego łóżka. Winiar spojrzał na mnie błagalnie, a ja pokiwałam przecząco głową z głośnym "E-e"

         - Sama tego chciałaś! - wzruszył ramionami.

          Na nic moje piski, na nic moje groźby, że jak tylko mnie postawi na ziemie, to dostanie w tą swoją czuprynę, aż mu się gwiazdki zaświecą. Szedł korytarzem do swojego pokoju, podrzucając mnie do góry, jak za bardzo się kręciłam. W końcu jednak postawił mnie na ziemie lub raczej zrzucił na łóżko, jak jakiś worek kartofli. Sapnął głośno i wytarł pot z czoła. 

         - Kilograma to ty nie ważysz. - dogryzł mi.

         - Za to dobrze, ze ty jesteś chudy jak patyk. - odpłaciłam mu się tym samym i wytknęłam język.

          Rozejrzałam się po pokoju, bo coś głośno było. Siedziała w pokoju nasza banda z wczoraj, ale też dwóch nowych, co mnie dzisiaj brutalnie obudzili. A, no i jeszcze ten uszaty. Ten to nie wiem po co tu.

         -No to co robimy, jak już wszyscy jesteśmy? - zapytał Igła trąc ręce.

          Właśnie Ignaczak. On ma moja poduszkę.

         - Oddawaj poduszkę! - krzyknęliśmy razem z Uszatym, a każdy spojrzał się na nas dziwnie.

         - Kto daje i zabiera ten się w piekle poniewiera! - wytknął nam język

         - I tak tam trafię. - wzruszyłam ramionami - Oddawaj.

         - Przed snem Ci przyniosę.

          Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Kurek miał inne zdanie niż moje i domagał się tej poduszki natychmiast, ale Krzysiek zamknął mu jadaczkę jednym zdaniem, to nam się chłopak zamknął w sobie i poszedł usiąść gdzieś w kąt.
          Przeleciałam wzrokiem po zebranych i trochę ich tu było, ale zatrzymałam się dłużej na dwóch dwumetrowcach, którzy to mnie dzisiaj obudzili o nie przyzwoitej porze.

         - Ekhem. - odchrząknęłam głośno.

          Nic. Żaden nie zwrócił na mnie uwagi. Żaden! Rozmawiali o czymś i mnie zupełnie olali. To po co mnie tu przytarmosił?!

         - EKHEM!

         - Misia, może chcesz się czegoś napić, chyba zaschło Ci w gardle. - zmartwiony Piotruś wyciągnął w moja stronę butelkę wody.

          No i widzicie?! On jest taki kochany!

         - Dziękuję Piotruś. - chwyciłam do ręki napój, bo od tego chrząkania, to serio tak mnie w gardle drapało - Nie macie mi nic do powiedzenia? - zwróciłam się do porannych budzików.

         - Faktycznie! - trzepnęli się na wzajem w łepetynę - Karol Kłos. - wyciągnął w mą stronę wielką łapę.

         - Andrzej Wrona. - jego kolega poczynił to samo.

         - Misia. - westchnęłam - Wasza sta...

         - Taak, wiemy. Michał nam trochę o Tobie opowiadał. - machnęli ręką, a ja pokierowałam wzrok na Winiarskiego.

~*~

Tak jak już na górze pisałam rozdział jest dla mojej kochanej Dream.
Rozdział jest dla Ciebie, bo tak mi kopnęłaś w zadek przez tą Lare, że kurczę mówię sobie " Ty napisałaś coś u Lary, a ja w Spale daleko za murzynami!" No i tak jakoś powstało to wyżej.
Rozdziały będą powoli dłuższe, bo czekamy tylko na przyjazd Ziomusia i Mikusia do tej bandy.
Wtedy będzie można zaczynać zabawę!
Pozdrawiam serdecznie!
Black.

piątek, 17 marca 2017

Kto gra w karty, ten ma łeb obdarty.

          Wiadomość, że ja i Misiek się znamy wywołała wielka burzę i (na moje nieszczęście) wielką dyskusję. Bo przecież Misia, nowa pomocnik statystyków, nie może znać Michała Winiarskiego. Siatkarza, który żyję po to, i tylko wyłącznie po to, żeby stroić z każdego żarty.
          Jak to ujął mój psiapsiół - To jest absurd. Otóż nie kochani. To nie jest żaden absurd. (Choć czasami sama w to nie wierzę.) To jest czysta prawda i wierzcie lub nie, ale z Miśkiem znamy się już kilka dobrych lat. Nie mamy jakiegoś superowego kontaktu. ( W sumie i dobrze, tak jest dla wszystkich najlepiej.)

         - To niemożliwe! Jeśli nie znasz nas to, jakim prawem znasz jego!

          Mój oprawca zwany, jak się dowiedziałam Igłą, pokiwał głową na boki dodając przy tym ręce. Dobra. Uwaga, bo Murawska zaczyna się irytować. No, bo ile można tłumaczyć tym przerośniętym małpom, że Miśki się znają.

         - Prawem przypadku i absurdu. - przymknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech.

         - A jednak to absurd! To co mówisz, że nie!

          Bardzo głęboki oddech.

          Nie wiem jak ma na imię ten mój psiapsiół, nie wiem kim on jest, ale wiem, że zaczyna u mnie zbierać minusy.

         - Spędziłam z wami kilkanaście minut i już mam Was dość, a co mówić o całym sezonie. - westchnęłam cichutko pod nosem, aby tego nie słyszeli. - Tego pajaca już troszkę znam i to przez przypadek.

          Uśmiechnęłam się w stronę Winiarskiego, który równie szeroko się uśmiechnął. Cała ta sytuacja do tej pory niezmiernie mnie śmieszy. Pomyśleć, że gdybym wtedy nie dała się namówić wujaszkowi na grilla wcale byśmy się nie znali.

         - To może opowiecie, a nie lampicie na siebie jak debile?

          Michał zaśmiał się w głos, ja tak samo, co wszystkich jeszcze bardziej zdezorientowało. Patrzyli na nas jak na niezrównoważonych psychicznie, co w pewnym sensie się zgadzało. Pokręciłam głową na boki, mówiąc niewyraźnie, że kiedy indziej się to opowie w odpowiednim momencie. Bo przecież nie można od razu wyjawiać swoich tajemnic! Prawda?

         - Naprawdę, innym razem. - poparł mnie Winiar i wziął głęboki oddech, aby się uspokoić.

         -To chociaż zdradźcie coś na początek. - wyjęczał najbardziej zainteresowany, czyli ten którego zwali Igłą.

        - Pochodzimy z tego samego miasta, co nie Misia?

          Winiarski popatrzył na mnie rozbawionym wzrokiem. Taaak. Bydgoszcz to bardzo i to bardzo zarąbiste miasto. Wiele wspomnień i odpałów.

         - Jo! - odkrzyknęłam mu.

         - W takim razie to już bardzo dużo wyjaśnia. - złodziej słodyczy zaśmiał się cicho, jakby już troszkę na ten temat wiedział.


*

          Muszę przyznać, że jak na początku grali mi na nerwach, tak teraz dobrze się z nimi bawiłam. W sumie to drużyna jest trochę zgrana i nie powiem trochę porąbana. Wystarczyło z nimi chwilę posiedzieć, żeby się o tym przekonać.

         - To co, gramy? 

          Stojący do tej pory przy drzwiach Krzysiek, usiadł po turecku na podłodze z talia kart. Spojrzałam potajemnie na Miska, a on na mnie, po czym puściliśmy sobie oczko. W karty grać nie lubiłam, choć zawsze karta dobrze mi szła. Za dużo z dziadkiem przebywałam, może to dlatego. 

         - Ja odpadam. - pokiwałam przecząco głową i zajęłam miejsce na łóżku, obok tego Dzika - Nie lubię grać w karty. 

         - Jo, tam. Lepiej się przyznaj, że nie umiesz! - odezwał się Winiar. 

          Specjalnie to robił, abym zagrała, aby mi zrobić na złość. 

         - Jak nie umiesz, to Cię nauczymy. Bo w sumie nic innego tu nie robimy, tylko w karty gramy. 

          Spojrzałam przerażona w stronę tego najwyższego z nich, tego brodatego. Jak nic innego nie robią? Nie mają innych rozrywek, tylko karty?! Toć ja się tu zanudzę! 

         - Nieee. Ja naprawdę nie lubię grać.

         - Nie daj się prosić. - mój psiapsiół zrobił takie oczka, że miałam ochotę wziąć te karty i przywalić mu w łeb.

         - Nie znacie takiego przysłowia? - każdy spojrzał na mnie z zaciekawieniem - Kto gra w karty ten ma łeb obdarty.

         - To będziemy mieć obdarte. - wzruszył ramionami mój napastnik.

         - Ale ja nie chcę!

          Ich jęków nie było końca. Każdy z nich marudził mi, że ja nowa, to powinnam zagrać, że przecież tak nie ładnie odmawiać, że ja nie miła jestem. Ale ej?! Nie oszukujmy się, przecież ja do miłych i życzliwych osób nie należę. Jeszcze się o tym przekonają.

         - Dobra! - ciche warknięcie z mojej strony, a wybuch radości ze strony wielkoludów. - Tylko jest jeden warunek.

         - Nie dość, że musimy ją nauczyć grać to jeszcze warunki stawia. - odezwał się ze śmiechem Dzik i spojrzał na mnie z nad okularków.

         - Podziękujcie koledze, właśnie mi się odechciało grać.

          Każdy ( prócz Michała W., bo on to się przyglądał całej sytuacji ze śmiechem) posłał Michałowi K. mordercze spojrzenie i po raz kolejny oblała mnie fala jęków i marudzenia i w ogóle tego wszystkiego.

         - Możesz stawiać warunki jakie chcesz, dawaj no. - machnął ręką Winiarski i zrobił mi miejsce koło siebie.

          Spojrzałam na niego podejrzanie. On coś kombinował, na bank! Jednak kiedy puścił mi oczko, wiedziałam, że ma jakiś plan. Dlatego zajęłam miejsce obok niego i chwyciłam talię kart z ręki, siedzącego po mojej prawej Ignaczaka.

         - Jeśli wygram, to dajecie mi spokój z kartami cały pobyt tutaj. - przetasowałam kilka razy karty i rozdałam odpowiednią ilość każdemu graczowi. Siedziało nas razem ze mną dziewięciu, a każdego z nich zdążyłam już sama poznać z czego byłam niezmiernie zadowolona.

         - A jeśli przegrasz? - zapadło pytanie z ust Miśka.

          Mój wzrok z trzymanych kartonowych prostokącików przeszedł na twarz niebieskookiego. Uśmiechał się chytrze, ale kiedy sam spojrzał na swoje karty mina mu zrzedła. Teraz to ja uśmiechnęłam się do niego chytrze i puściłam oczko, tak aby nikt inny tego nie widział.

         - Właśnie, a jak przegrasz? - dopytywał Fabian i swoim uśmiechem po raz kolejny tego dnia mnie oślepił.

         - To każdy będzie mógł mi dać jakieś zadanie.

         - Każdy?! - Piotrusiowi zaświeciły się oczka.

          Przytaknęłam tylko, a on pisnął szczęśliwy. Podniosłam głowę do góry z zdezorientowania i czekałam, aż któryś mi to wytłumaczy.

         - Nigdy w takich sprawach nie ma głosu. - wzruszyło rękoma brodate drzewo i przypatrzyło się swoim kartom.

         - Dlatego, ja bym się zastanowił na Twoim miejscu, czy dobrze robisz. Bo ja już zadanie dla Ciebie mam. - zadowolony okularnik oderwał wzrok od swoich kart i spojrzał na mnie z takim wesołym wzrokiem, że aż miałam wątpliwości. - I wcale nie będę Cię oszczędzał, bo jesteś nowa.

         - Oczywiście. Jestem pewna, jak niczego innego.

*

          Uwielbiam to. Uwielbiam za każdym razem oglądać miny graczy, kiedy odkrywam karty, a one układają się w pokera i to w królewskiego.

         - Ale... ale, jak? - jęknął jeden.

         - Przecież mówiłaś, że nie umiesz grać. - mruknął drugi.

         - To niemożliwe! - warknął trzeci.

         - A pierdole to. - tu chyba wiadomo, kto to powiedział.

         - Dziękuję za grę chłopcy. - posłałam każdemu z osobna całusa w powietrzu i z powrotem usiałam na łóżku, gdzie już siedział obrażony Kubiak. - No nie obrażaj się. - traciłam go ramieniem, a on odwrócił głowę w drugą stronę, co wywołało u mnie cichy śmiech.

         - Ale z Ciebie kłamczucha jest. - fuknął Piotruś i oparł się o ścianę z kwaśną miną.

         - Ej! Ja nie powiedziałam, że nie umiem grać. To wy tak powiedzieliście.

         - Ale Ty nie zaprzeczyłaś. - dołączył się słodyczowy złodziej.

         - Bo nie daliście mi wyboru, to jest kara. - wytknęłam język.

         - Oj nie będzie z Tobą tutaj nudno. - przyznał Ignaczak z szyderczym uśmiechem, już wiedziałam, że on jest tak samo porąbany jak Winiar.

          Zaśmiałam się głośno, a potem w moje ślady poszedł Michał Wu.
          Po kilku minutach każdy z nich już się odbraził i zaczęliśmy już normalną (na swój sposób) rozmowę, gdzie trochę o sobie poopowiadałam. Rzecz jasna Winiarski musiał swoje trzy grosze dodać, bo jakby tego nie zrobił to nie był by sobą. Przyznam szczerze, że każdy mi przypadł do gustu i z każdym jak na razie się dogadywałam, no oprócz tego uszatego, który na szczęście nie postanowił powiadomić nas o swoim istnieniu.

         - A gdzie mój Bartuś?! - wydarł się nagle Cichy jak dotąd Piotrek.

          Na samo imię tego osobnika zrobiło mi się nie dobrze, dosłownie.

         - Właśnie, czemu nie przyszedł przywitać się z Panią statystyk? - najwyższy z nich wszystkich podrapał się po brodzie zamyślony.

         - Powiedzmy, że my się już przywitaliśmy i to tak porządnie. - uśmiechnęłam się na wspomnienie tej całej sytuacji na stołówce.

         - Misi nie przypasował nasza gwiazda siatkówki. - odezwał się Winiarski, kiedy każdy patrzył na mnie zdziwiony.

         - Czemu? Bartuś jest taki miły i fajnyyy. - zaczął mój psiapsiół, którego na marginesie mówiąc jeszcze i imienia nie znałam. - Zawsze dzieli się ze mną swoim deserem.

         - Dzieli się tylko po to, żebyś mu później skarpetek nie zabierał. - wyznał Fabian, a ja zaśmiałam się, ale inni jakoś nie.

         - No co? - zapytałam kiedy każdy patrzył na mnie z politowaniem - Mnie akurat rozśmieszyło.

         - Naprawdę tylko po to oddaje mi swój deser? - głos najmniejszego zadrżał i wyglądało na to jakby miał się rozpłakać.

         - Niee Zatorku, wcale nie. Fabian głupoty gada. - przygarnął go do siebie Piotruś i zaczął głaskać go po plecach. - Dzięki Fabio.

         - I tak kiedyś by się dowiedział. - machnął ręką tamten.

         - To może... 

          Niewychowane to takie wszystko. Przerywać w pół zdania. Nienawidzę tego.

         - Idziemy na kolację.

          I jeszcze mówią to co ja chciałam powiedzieć. Niewychowane.

          Każdy ruszył zwoje cztery litery z miejsca i szturmem zaczęli się pchać przez drzwi. Wszystko by było dobrze i nawet nie zwróciłabym na to uwagi. Naprawdę. Tylko był jeden malutki szczególik, taki naprawdę nieistotny.

         - Może kurwa byście najpierw otworzyli te pierdolone drzwi?! - wrzasnął okularnik, na co ja go poparłam.

         - Kurde Winiar weź te kolano, bo przygniatasz mi coś czego nie powinno. - jęknął Mariusz.

         - Brakuje mi tlenu. - wysapał Ignaczak cały purpurowy na twarzy.

          Fajnie się na nich patrzyło i śmiało, ale byłam już głodna i to tak fest głodna.

         - Niech ktoś otworzy te jebane drzwi, bo nie widzi mi się tak stać pod pachą Możdżona. - kolejny raz odezwał się Dzik.

         - Otwieram! - krzyknął gdzieś na początku Pit.

         - Ale poczeee...

          Jeden wielki huk i krzyk każdego z nich. Nie wytrzymałam mi wybuchłam głośnym śmiechem. Bo przecież to było śmieszne, nie?
          Z trudem pokonałam cała tą górę wielkoludów, z jeszcze większym trudem zamknęłam drzwi pokoju na klucz i ocierając łzy śmiechu udałam się na dół na kolację.

         - Misia! - usłyszałam jeszcze krzyk, któregoś z nich, ale puściłam to mimo uszu.

~*~

Siemano! 
Kolejny rozdział u Spały,a le jakoś mi się nie podoba. Nie wiem, nie umieściłam tu tego co chciałam. Nie wiem, jakoś taki mi się trudno pisało to wszystko. 
Następny już pójdzie z górki, obiecuję!
Jeszcze zabawa się nie zaczęła, bo nie ma jeszcze kilku małpiszonów z naszej bandy. Zabawa się dopiero zacznie. Mam nadzieję, że wytrzymacie.
Tymczasem, dziękuję za to ile was jest! 

Pozdrawiam!!!!!
 Black.

Dzisiaj bez gifa.